Przegrana z AZS UW – zabrakło… wszystkiego

To nie był udany sobotni wieczór w wykonaniu koszykarek Polonii. Z akademiczkami z Uniwersytetu Warszawskiego przegraliśmy wyraźnie 52:65. Przeciwniczki przez większą część gry miały wynik pod kontrolą, a przewaga w pewnym momencie sięgnęła już 20 punktów. Zmniejszenie rozmiarów porażki to z jednej strony efekt ambitnej walki do samego końca (za co należy się pochwała), a z drugiej chyba dekoncentracji rywalek.

Kiedy zastanawiałem się, czego zabrakło do zwycięstwa, na które liczyli miłośnicy Polonii, to do głowy przychodziło coraz więcej powodów. Zabrakło pomysłu na rozbicie obrony strefą. Podania pod kosz do podwajanej, a czasem nawet potrajanej Ani Kuncewicz nie mogły dać zadowalających rezultatów. Zabrakło celnych rzutów z dystansu, które mogły być odpowiedzią na kłopoty z wejściem pod kosz. Rzuciliśmy wprawdzie aż siedem celnych „trójek” (o jedną więcej niż AZS UW), ale przy skuteczności 26% (skuteczność przeciwniczek w tym elemencie to 46%). Zabrakło też celnych rzutów spod kosza. Kilka pudeł z dobrych pozycji było… zaskakujących, a ogólna skuteczność „za 2” wyniosła tylko niecałe 32% (niemal najgorsza w dotychczasowym sezonie, gorzej było tylko w meczu w Pruszkowie). Zabrakło celnych rzutów osobistych – już po raz trzeci w tym sezonie nie udało się w tym elemencie przekroczyć nawet granicy 50%. Zabrakło chyba też koncentracji (albo zimnych głów), bo kilka strat wynikało z zupełnie niecelnych podań, które każdej drużynie mogą się trafić raz czy dwa razy, ale nie w takim natężeniu.

Nikt nie mówi, że się nie starały, ale trochę mniej niż można się było spodziewać dały nasze liderki. Ania Kuncewicz zanotowała wprawdzie tradycyjne double-double, ale połowę swoich punktów rzuciła w ostatniej kwarcie, kiedy wynik był już praktycznie rozstrzygnięty, a przeciwniczki nie miały chyba tyle determinacji w obronie. W dodatku Katarzyna Świeżak z AZS UW miała już wówczas 4 faule i albo siedziała na ławce, albo musiała bronić „z pewną taką delikatnością”. Oczywiście trudno mieć pretensje do Andzi, pamiętając o jej bardzo niedawnej, nieszczęśliwej kontuzji oka, a także widząc podwajanie i potrajanie pod koszem. Ale skutku to nie zmienia. Ania Bekasiewicz grała w sumie niedużo (w drugiej połowie tylko 8 minut) i przeplatała świetne momenty (mi najbardziej utkwiła skuteczna asysta pod koszem z cyklu „patrzę w inną stronę niż podaję”) z prostymi błędami. Rzecz jasna wiemy, że też jest racjonalne podłoże tłumaczące dlaczego nie osiągnęła jeszcze swojej wysokiej formy. Dość długa przerwa związana z kontuzją jest oczywistym wytłumaczeniem. Trochę też zabrakło Justyny Kowalskiej w lepszej dyspozycji. Jak zwykle starała się, walczyła, ale 7 zbiórek i 2 punkty to jedne z gorszych statystyk w tym sezonie. Oczywiście statystyki potrafią być mylące, nie mówią wszystkiego. Ale coś jednak mówią. Dodajmy też, że doping na trybunach też nie był tak zorganizowany i tak oszałamiający jak to bywało na wcześniejszych meczach.

Zaczęło się jednak całkiem nieźle. Po 5 minutach Polonia prowadziła 9:5 i było to najwyższe prowadzenie w tym meczu. Ale potem był okres niemocy i druga połowa pierwszej kwarty przegrana 5:14. W tej części meczu najwięcej punktów dla Polonii zdobyły Ola Kaja i Ania Bekasiewicz (po 5 pkt). W podobnym stosunku – znowu pięcioma punktami – polonistki przegrały też drugą kwartę (w której 6 punktów rzuciła nie punktująca wcześniej Ania Kuncewicz). W drużynie AZS UW świetną partię rozegrała Anna Pawłowska, która już do przerwy rzuciła 13 punktów. Prowadzenie akademiczek 10 punktami do przerwy pokazywało, że o zwycięstwo w tym meczu będzie bardzo trudno, ale dawało jeszcze cień szansy na przełamanie w drugiej połowie.

Ale przełom nie nastąpił. Trzecia kwarta była dość wyrównana, ale znów przegrana, choć tylko dwoma punktami. Żeby zachować jakąkolwiek nadzieję na zwycięstwo trzeba było bardzo mocno rozpocząć ostatnią kwartę. Ale zamiast tego w 35 minucie przewaga AZS UW zwiększyła się do 18 punktów, a chwilę później nawet do 20. W końcówce nasze zawodniczki zmniejszały straty, w ostatniej kwarcie Ania Kuncewicz rzuciła aż 8 punktów, ale było to za późno i za mało. Były momenty kiedy strata się zmniejszała – w pewnym momencie do 6 punktów – ale w drugiej połowie zawodniczkom AZS zaczęły wychodzić rzuty za 3 punkty (pięć takich rzutów w drugiej połowie). Sama Monika Skrzecz rzuciła w ostatniej kwarcie trzy „trójki”. Co ciekawe, jest to zawodniczka, która jak dotychczas w ogóle nie grała w tym sezonie. W zeszłym roku występowała w barwach ŁKS Łódź, a w sobotę zadebiutowała w zespole AZS UW, rzucając od razu 14 punktów. Więcej od niej – 21 – zdobyła tylko Anna Pawłowska.

Polonistkom nie można odmówić ambicji, walczyły cały czas i do samego końca. Ale ten mecz jednak im nie wyszedł. Pozostaje tylko liczyć na to, że to chwilowa obniżka formy. Przed świętami – w piątek 21 grudnia o godz. 20.00 – gramy jeszcze z rezerwami AZS Politechnika Gdańska. Pierwszy mecz z tą drużyną na wyjeździe wygraliśmy. Ale to wcale nie znaczy, ze w rewanżu u siebie będzie łatwo. Niemniej jednak kibicom i samym zawodniczkom bardzo by się przydał się prezent świąteczny w postaci piątej wygranej w tym sezonie. Choćby po to, byśmy mieli w miarę spokojne Święta i mogli bez nerwów przygotowywać się do ostatnich ośmiu meczów sezonu zasadniczego, jakie rozegramy po Nowym Roku.

SKK Polonia Warszawa – AZS Uniwersytet Warszawski 52:65 (14:19, 12:17, 13:15, 13:14)

Punkty dla Polonii: Anna Kuncewicz 16 (14 zbiórek), Aleksandra Kaja 12 (2×3, 4 asysty), Anna Bekasiewicz 8 (2×3, 4 asysty), Izabela Błajda 7 (1×3), Zuzanna Wrzesień 4 (1×3), Ilona Płaczkiewicz 3 (1×3), Justyna Kowalska 2 (7 zbiórek, 2 bloki). Grały również Sonia Frojdenfal, Angelika Ostasiewicz i Joanna Rudenko. W dwunastce meczowej były także Natalia Gejcyg i Izabela Zdrodowska.