Jestem Hania Dulnik – debiutancki wywiad Alicji Ratowskiej

Nasze rozmówczynie wiele łączy – ich mamy czyli Katarzyna Dulnik (z domu Gruszczyńska) i Dorota Kwapisiewicz (po mężu Ratowska) grały z wielkim powodzeniem w koszykówkę, między innymi w warszawskiej Polonii. Hania Dulnik skończyła w minioną niedzielę 18 lat, Alicja Ratowska ma jeszcze 17 wiosen, ale uczą się razem w drugiej klasie liceum sportowego przy Konwiktorskiej 5/7. Jednak o ile Hania postawiła na basket, to Alicja przez dziewięć lat trenowała siatkówkę. Zachęcamy do lektury arcyciekawej rozmowy między tymi dwoma sportsmenkami i koleżankami.

Alicja Ratowska: Opowiedz nam proszę o swoich początkach z koszykówką.

Hania Dulnik: Bardzo nie chciałam grać w kosza w szkole podstawowej. Zanim zaczęłam, próbowałam wszystkiego, od tańca, przez pływanie, gimnastykę, tenis czy siatkówkę. Po przetestowaniu wszystkich opcji mama wysłała mnie na trening basketu. Zaczynałam w szóstej klasie podstawówki w podwarszawskim UKS Nowa Wieś, klubie prowadzonym przez trenera Cezarego Grzelaka. Miałam wielkie szczęście, że trafiłam właśnie na niego. To trener Grzelak zaszczepił we mnie chęć nieustannej walki i pokazał jak radzić sobie z własnymi słabościami, za co jestem mu bardzo wdzięczna. Grałam tam rok, później trafiłam do SKS 12 Warszawa, gdzie kontynuowałam swój rozwój, wciąż w otoczeniu bardzo dobrych szkoleniowców – trenerów Michała Gulana i Henryka Liszewskiego.

Skąd właściwie niechęć do koszykówki?

Szczerze? Nie pamiętam. Chyba chciałam po prostu robić coś innego niż wszyscy w rodzinie (śmiech). Pamiętam też z dzieciństwa, że bardzo dużo czasu spędzałam w hali, oglądając czy to treningi, czy mecze mamy. Wtedy jeszcze nie rozumiałam tego sportu, więc straaaaasznie mi się nudziło. Ciężko w końcu przez półtorej godziny wysiedzieć w miejscu (śmiech).

Kilkukrotnie zmieniałaś kluby. Wiązało się to z rozłąką z koleżankami z drużyny, przyjaciółkami. Jak sobie z tym radziłaś?

Za każdym razem, gdy przychodziło mi zmienić drużynę, było to naprawdę ciężkie. Drużyna to niesamowite przywiązanie. Jednak z każdą taką sytuacją łapałam dystans i nauczyłam się, że taka jest kolej rzeczy. I że nie ma w tym nic złego. Lubię zmiany i umiem się do nich przystosować.

Może zdradzisz jakie to były drużyny? Jak radziłaś sobie podczas pobytu w Stanach Zjednoczonych?

Jak już wspomniałam, grałam w Nowej Wsi i SKS-ie. Poza tym spędziłam sezon przygotowawczy w Ostrowie Wielkopolskim, ale ostatecznie nie zostałam wpisana do rozgrywek, ze względu na wyjazd do Stanów. W USA było z pewnością dużo grania, zwłaszcza, że często jeździłyśmy na turnieje, np. do Teksasu czy Nowego Yorku. Na początku było dużo zamieszania z moimi papierami – nie miałam zgody na trenowanie i uczestniczenie w rozgrywkach. Dostałam pozwolenie na ligę letnią. Trener był ze mnie zadowolony i widział we mnie potencjał, dostawałam sporo minut. Wspominam pozytywnie ten czas, bo gra była szybka i opierała się na bardzo podstawowych zasadach, co chyba mi odpowiadało.

Mimo skończonych w niedzielę 16 grudnia osiemnastu lat, jesteś wciąż najmłodsza w drużynie Polonii. Jak przyjęły Cię starsze koleżanki na początku sezonu? Może masz jakieś przywileje np. bieganie po klucze do szatni?

Jasne, że różnica wieku robi swoje – zadanie utrudniła mi również kontuzja złapana na samym początku sezonu. Ale dziewczyny przyjęły mnie naprawdę serdecznie i ciepło. Od początku czułam, że chcą dla mnie jak najlepiej. Jeśli chodzi o przywileje… po treningu zbieram piłki i zamykam je w schowku. Taka mała prerogatywa najmłodszych w drużynie  (śmiech)

Co byś powiedziała o atmosferze wśród zawodniczek w Polonii?

Atmosfera jest świetna, naprawdę wszystkie chcemy dla siebie jak najlepiej. Widać wsparcie i zaangażowanie. Troski też nam nie brakuje, bo gdy komuś przydarzy się kontuzja, czy ktoś jest po prostu przeziębiony, zawsze znajdziemy chwile, by na grupie drużynowej dopytać jak leci i życzyć zdrowia.

Jak mimo młodego wieku wygląda współpraca z trenerem Szelągowskim? Jak ważną osobą jest dla Ciebie Pan Remigiusz Koć?

Jestem bardzo szczęśliwa, że mogę trenować pod okiem dwóch tak świetnych trenerów. Bardzo to doceniam. Współpraca była przez ostatnie dwa i pół miesiąca trochę utrudniona, ze względu na moją kontuzję, ale teraz jak przygotowuję się do powrotu na boisko, dostaję „zadania specjalne”, głównie związane z kozłowaniem dwoma piłkami. Ze względu na to, że jestem młodą zawodniczką, jest ogrom rzeczy, nad którymi muszę pracować. Dlatego bardzo chętnie słucham i korzystam z rad obu szkoleniowców. Pan Szelągowski jest świetnym trenerem, poświęca mi dużo uwagi i wiem, że we mnie wierzy, co bardzo doceniam. Odkąd dowiedziałam się, że Pan trener Remigiusz będzie jednym z trenerów, byłam bardzo podekscytowana, od wielu osób słyszałam same superlatywy, że jest wspaniałym i bardzo wartościowym człowiekiem. Wszystko okazało się najszczerszą prawdą. Mam szczęście, że na niego trafiłam.

Dlaczego akurat ćwiczenie z dwoma piłkami?

Kozłowania nigdy za wiele (uśmiech). A w momencie gdy nie mogłam wykonywać żadnych dynamicznych ruchów ze względu na kontuzję, ćwiczenia z piłkami sprawdzały się doskonale. Poza tym to jedna z rzeczy, które zdecydowanie powinnam poprawić.

Treningi są zabójczo ciężkie, czy dajesz radę?

Podczas okresu przygotowawczego, treningi były ciężkie, ale dawałam radę. Myślę, że teraz jak wrócę, będzie trochę ciężej z oczywistych powodów, przez samą przerwę. Jednak mogę obiecać, że nie zamierzam ani trochę odpuszczać. Treningi w zespole pierwszoligowym wyglądają zupełnie inaczej niż w koszykówce młodzieżowej. To trochę kubeł zimnej wody wylany na głowę, ale też okazja do ogromnego progresu, czego z całego serca nie mogę się już doczekać.

A jak udaje Ci się pogodzić naukę z trenowaniem na tak wysokim poziomie?

Na razie na treningi przychodzę podpatrywać i rehabilitować się, więc nie jest mi trudno połączyć to z nauką. Kiedy zacznę trenować normalnie, dojdzie element zmęczenia. Czego również, nie mogę się doczekać. Myślę, że dam radę. Nie ja pierwsza i z pewnością nie ostatnia.

Do tej pory nie występowałaś w meczach z powodu poważnej kontuzji. Czy mogłabyś przybliżyć nam co się stało?

Na ostatnim sparingu przed sezonem skręciłam sobie kostkę. Nie wyglądało to poważnie, noga nawet nie spuchła jakoś bardzo. Niestety po wizycie w Gammie (centrum medyczne sprawujące opiekę nad koszykarkami Polonii – przyp. red) okazało się, że potrzebna jest operacja. Tydzień później byłam już operowana, a dwa tygodnie po operacji zaczęłam rehabilitację. Teraz jestem już prawie na mecie (uśmiech).

Jak radzisz sobie z wymuszoną przerwą w grze w dosyć przełomowym dla Ciebie momencie rozwoju sportowego? Kiedy będziemy mogli zobaczyć Cię znów w akcji?

Na początku było mi bardzo ciężko, ale dzięki wsparciu wszystkich „włączyłam tryb przetrwania” i stawiałam sobie małe cele, jak chodzenie, skakanie na tej nodze, czy utrzymanie się dłużej niż 0,5 sekundy na „berecie” (śmiech). Byłam w tym tygodniu na konsultacji i dostałam pozwolenie na powrót do treningów, więc myślę, że na boisku zawitam jakoś na początku roku.

Kto jest Twoją inspiracją, kto Cię motywuje na co dzień ? Może jest ktoś spoza środowiska sportowego?

Na 100% mama – jest moim autorytetem pod każdym względem, sportowym, jak i życiowym. To ona nauczyła mnie najwięcej, a co ważniejsze, wciąż uczy. Jeśli chodzi o kogoś poza nią, to staram się inspirować wszystkim wartościowym, co pojawi się na mojej drodze. Skupiam się na byciu pozytywnie nastawioną do wszystkiego i wszystkich. Brat Wojtek również odgrywa ogromną rolę w moim życiu. Dużo motywacji na co dzień uzyskuję od mojej wychowawczyni w szkole, równocześnie nauczycielki polskiego, Pani Edyty Cap. Jest jedną z tych nauczycieli, których zapamiętuje się do końca życia.

Jak uważasz, czy Twoja kariera będzie tak długa i owocna jak kariera Twojej mamy? Jaki jest klucz do długowieczności „Gruszki”?

Taką mam nadzieję, chociaż bardzo ciężko będzie jej dorównać. Skupiam się na tym, że jestem Hania Dulnik, a nie Kasia. Robię swoje. Jeśli chodzi o klucz do długowieczności, to myślę, że jest nimi pasja, miłość i dużo, dużo uśmiechu.

Gdzie widzisz siebie za 10 lat, sportowo i pozasportowo?

W tych śmielszych marzeniach… w Hiszpanii, grając. Marzy mi się również jakiś mały domek w pobliżu wody oraz dwa psy. Chciałabym również ukończyć studia psychologiczne.

Fascynuje Cię kraj czy tamtejsza liga? Czy masz jakieś konkretne ulubione miasto lub tamtejszy klub?

I kraj, i liga. To fajne miejsce, ciepło, a do tego wysoki poziom koszykarski. Myślę, że bym się tam odnalazła. Jeśli chodzi o drugie pytanie, kompletnie nie jestem wybredna (śmiech).

Na którym miejscu, według Ciebie, skończy Polonia w tabeli I ligi na koniec sezonu?

Ciężko mi powiedzieć, myślę, że stać nas na wiele. Jesteśmy bardzo ambitnym i walecznym zespołem. Nie chcę typować dokładnego miejsca, ale mogę zdradzić, że na pewno celem są play-offy.