Natalia Małaszewska: „Kibice są naprawdę naszym szóstym zawodnikiem…

… a my w końcu zaczniemy wygrywać, jestem tego pewna”

Natalia Małaszewska to rozgrywająca drużyny SKK Polonia i czołowa rzucająca w I lidze (po 8 kolejkach najwięcej zdobytych punktów).

– Jak doszło do tego, że znalazłaś się w Polonii?

– Na początku można powiedzieć, że było trochę przypadku. Przyjechałam do Warszawy bo poznałam super faceta i postanowiłam z nim zamieszkać. Dowiedziałam się, że Kasia Dulnik, z którą się znałam, prowadzi drużynę. Zadzwoniłam do niej i zapytałam czy nie potrzebuje rozgrywającej. I okazało się, że potrzebowała.

– Grałyście kiedyś razem?

– Tak, grałyśmy razem w Jeleniej Górze o awans do ekstraklasy. Trenerzy postanowili ściągnąć doświadczoną Katarzynę Dulnik, która okazała się dużym wzmocnieniem i w dużej mierze dzięki niej awansowałyśmy do ekstraklasy.

– I grałyście potem razem w ekstraklasie?

– Tak, jeden sezon. To był ciężki sezon, taki na przetarcie.

– Za nami już siedem kolejek rozgrywek. Idzie tak jak idzie. Na razie udało się wygrać dwa mecze. Czy z dzisiejszej perspektywy jesteś zadowolona, że grasz w Polonii?

– Jestem zadowolona, bo dalej realizuję swoja pasję, gram w koszykówkę. Jestem w Warszawie razem z facetem, którego bardzo kocham, który podziela tę moja pasję, jest cały czas przy mnie. Dzięki grze w Polonii mogę być z nim i jednocześnie grać w koszykówkę. Jestem więc bardzo zadowolona. Jeśli chodzi o wyniki to nie jestem usatysfakcjonowana. Kilka meczów było w naszym zasięgu, może za wyjątkiem tego z AZS UW. Pozostałe były do wygrania. Zabrakło nam doświadczenia w I lidze. Ale myślę, że z meczu na mecz będzie lepiej i w II rundzie pokażemy na co nas stać. Wyniki będą dużo lepsze.

Chciałam też podziękować naszym kibicom za to, że są z nami i że śpiewają „czy wygrywasz czy nie ja i tak kocham cię”. Jestem w szoku, że tylu ludzi przychodzi i nas dopinguje. Często jest tak, ze kibice dopingują kiedy drużynie dobrze idzie. A jak nie idzie to nagle jest cisza i ich też nie ma. A w tym przypadku jestem pod wrażeniem, że kibice Polonii są i dopingują nas cały czas – bez względu na to czy nam idzie czy nie. Są naprawdę naszym szóstym zawodnikiem. Bardzo dobrze mi się gra w naszej hali przy Konwiktorskiej. Chciałam bardzo podziękować i jeszcze raz zaprosić na każdy nasz mecz. I obiecuję, że damy z siebie wszystko. Jesteśmy beniaminkiem i trzeba się liczyć z tym, że jeszcze niejeden mecz przegramy. Ale na pewno w każdym meczu zostawimy serce na boisku. Będziemy walczyć do ostatniej sekundy.

– Z Łomiankami przegraliśmy 20 punktami. Mimo to też uważasz, że zwycięstwo było w naszym zasięgu?

– Tak, to był ciężki mecz. Postawiły nam strefę przez którą nie bardzo mogłyśmy się przebić. Ale mecz był w naszym zasięgu. To jest koszykówka kobiet, tu jest trudniej przewidzieć wynik niż w koszykówce męskiej. Nawet 10 punktów, nawet 20 to jest do odrobienia czasami w kilka minut. Były momenty kiedy ten mecz był na styku. Uważam, że był do wygrania, a wysoki wynik nie odzwierciedla jego przebiegu.

– Grałaś w swojej karierze w ekstraklasie, teraz grasz w I lidze. Czy tamto doświadczenie ekstraklasowe się teraz przydaje czy czasem trochę przeszkadza? Piłkarze przenoszący się do niższych lig mówią, że doświadczenie z wyższej klasy rozgrywkowej nie zawsze pomaga.

– To doświadczenie ma swoje plusy i minusy. Dla mnie niektóre rzeczy są oczywiste. Jakieś ustawienia, jakieś zachowania w obronie. A w drużynie mamy dużo młodych zawodniczek, bez tego doświadczenia i dla nich to nie jest takie oczywiste.

– Czyli, że na przykład podajesz piłkę w sposób, który jest zaskoczeniem nie tylko dla przeciwniczek, ale i dla Twoich koleżanek z drużyny?

– Tak. Ale to są drobne rzeczy nad którymi można pracować, błędy które można eliminować. Czasami niektóre rzeczy robię automatycznie, instynktownie. Na przykład podaję w taki sposób zanim pomyślę, że to podanie może być za trudne. I nie zawsze te podania dochodzą tam gdzie powinny. Ale z drugiej strony myślę, że doświadczenie, które zdobyłam w ekstraklasie jest przydatne i że ono procentuje w meczach.

– Czy to z tych problemów, o których teraz mówiłaś bierze się, że jesteś w naszym zespole nie tylko liderką jeśli chodzi o zdobyte punkty, ale także jeśli chodzi o straty?

– Za podania zawsze odpowiada podający. Nawet jeśli mi się wydaje, że to podanie ktoś powinien złapać, to strata zapisuje się na moje konto. Ale ja nie patrzę na statystyki, nie gram dla statystyk. One nie do końca odzwierciedlają to co się dzieje na boisko. Ale nie da się ukryć, jestem pierwsza w stratach. Pracuję nad tym, staram się je eliminować. W pierwszym meczu miałam 11 strat, a w ostatnim 6. Czyli progres jest.

– Od jakiegoś czasu widzę rotację na pozycji rozgrywającego. Co jakiś czas przejmuje rozgrywanie Dominika Paczkowska. Jak Ci się wtedy gra?

– To jest na pewno super kiedy dwie zawodniczki mogą rozgrywać. To w jakiś sposób mnie odciąża, zwłaszcza kiedy przeciwniczki stosują pressing na całym boisku. Czuję się dobrze i na jedynce i na dwójce, choć myślę, że lepsza jest ze mnie jedynka (rozgrywająca).

– Statystyki wskazują, że w naszej drużynie bardziej niż w innych ciężar zdobywania punktów spoczywa na niewielkiej grupie zawodniczek. Czy to nie jest problem? Czy nie łatwiej się gra przeciwko takiemu zespołowi jak nasz, kiedy widać wyraźnie kogo trzeba dokładniej pokryć?

– To nie jest do końca tak. Nie jest tak, że Natalia oddaje 30 rzutów, Maja 20, a cała reszta drużyny nie rzuca. Reszta drużyny też rzuca.

– Tylko punktów z tych rzutów jest niewiele. I trener drużyny przeciwnej widzi to w statystykach

– Oczywiście, że widzi. Oczywiście każdy wie, że będę mijać i będę mijać w prawo. Że potrafię mijać i potrafię rzucić…

– Ojej, to może, że będziesz mijać w prawo to ja nie napiszę na wszelki wypadek, bo jeszcze ktoś przeczyta…

– Śmiało, cała Polska o tym wie, ale i tak mają z tym problem. Ale ja mam nadzieję, że zaczniemy trafiać z czystych pozycji. Mamy pozycje, tylko nie trafiamy. Jak zaczniemy trafiać to zaczniemy wygrywać. Jakby każda z nas trafiała na poziomie powyżej 40% to byśmy bardzo dużo punktów zdobywały. Bo oddajemy dużo rzutów, mamy pozycje, tylko musimy to zamienić na punkty.

– Skoro mówimy o trafianiu: byłem na turnieju przedsezonowym i tam bardzo dobrze rzucałyście osobiste. A teraz w meczach jest z tym problem. Na czym to polega? Stres?

– Przysięgam, że nie wiem o co chodzi. W swoim życiu rzucałam mnóstwo osobistych i nigdy nie miałam takiego problemu jak w tym sezonie. Jestem w szoku. Próbowałam ostatnio rzucać o deskę, ale też nie wychodziło, więc wróciłam do rzucania na czysto. Myślę, że teraz będzie lepiej. Trenerka zarządziła, że za nietrafiony osobisty musimy płacić po 2 złote, więc to jest poważna motywacja. Pieniądze idą na zbożny cel – na imprezę po sezonie. Ale jestem pewna, że w końcu zaczniemy trafiać i wygrywać. Bo z każdą drużyną możemy powalczyć i pokusić się o zwycięstwo.

– Najbliższy mecz na Konwiktorskiej jest z AZS Uniwersytet Gdański i to jest na pewno bardzo ważny mecz – z drużyną sąsiadującą z nami w tabeli.

– Jest to na pewno zespół w naszym zasięgu. I na pewno powalczymy. Zresztą jak w każdym meczu.

– Mam pytanie, które mnie nurtuje. Czy w poprzednich drużynach Twoim trenerem były kobiety czy mężczyźni?

– Nigdy nie miałam kobiety – pierwszej trenerki. W Toruniu i Brzegu miałem drugie trenerki kobiety, ale drużynę prowadził mężczyzna.

– A czy to jest dla Ciebie różnica? Czy z trenerem-kobietą jest łatwiej albo trudniej pracować niż z mężczyzną?

– Trener to trener.

– Czyli to bez różnicy?

– Nie, to jednak nie jest do końca bez różnicy. Z kobietą jest chyba łatwiej. Bo lepiej rozumie nasze humory. Bo łatwiej porozmawiać o pozaboiskowych problemach. Ale czasami z kolei brakuje by huknęła na nas jak mężczyzna.

– A Kasia Dulnik na Was nie huczy? Myślałem, ze huczy.

– Nie, trenerka na nas nie krzyczy.

– Dziękuję za rozmowę. I życzę powodzenia w następnych meczach. Żeby nie było powodu by na Was huczeć. Niech Wam huk z trybun wystarczy!

Rozmawiał Profesor Ciekawski