Profesorskim okiem: A prosiłem bez trzecich kwart?

Tegoroczne Mikołajki były bardzo udane tak dla zawodniczek jak i kibiców koszykarek Polonii. Nie dość, że wygrała najpierw pierwsza drużyna, a zaraz potem nasze rezerwy to w dodatku pojawiły się przepiękne kalendarze ze zdjęciami przepięknych dziewczyn, które wzbudziły powszechną euforię kibiców. Tyle pięknych prezentów w jeden dzień!

Dodajmy do tego, że po raz pierwszy wejście na mecz wymagało kupna biletu. Sam obawiałem się trochę jak to wpłynie na frekwencję. Nie miałem racji, z raportu kasowego wynika, że było około 180 kibiców płacących za bilety (plus kilkanaście osób, którym należał się darmowy bilet). Rekord frekwencji zanotowaliśmy w Strefie Małego Kibica, w której zameldowało się i świetnie bawiło ponad 20 dzieciaków. To mnie cieszy niewiele mniej niż inne dzisiejsze sukcesy. Przyjazna, rodzinna atmosfera to jest to co ma być naszym wyznacznikiem.

Doping w pierwszej połowie był niezły, ale daleko mu było do tego z poprzedniego, dramatycznego meczu z AZS UW. A o tym, że my – kibice – jesteśmy naprawdę ważni świadczy choćby moja dzisiejsza, przyjazna pogawędka z trenerem lidera tabeli naszej grupy. Powiedział mi, że tydzień temu jego zawodniczki miały kłopot z poradzeniem sobie z żywiołowymi reakcjami widowni, po prostu pękały pod presją dopingu. Stąd między innymi ich bardzo słaba skuteczność z rzutów wolnych (dziś też nasze rywalki miały gorszą od nas skuteczność z osobistych – one 73%, my 81%) i stąd miedzy innymi tak blisko było naszej sensacyjnej wygranej. To oczywiście był tylko jeden z czynników, ale powiedział to sam trener rywalek, co podsuwam naszym kibicom jako dodatkową motywację. Myślę, że dzisiaj bardzo dobry doping pomógł też dziewczynom przetrwać bardzo trudną końcówkę meczu (bo w drugiej połowie widownia się rozkręciła i na hali liczba decybeli zdecydowanie wzrosła).

No bo trudna końcówka musiała przyjść. Nasze dziewczyny lubią przecież emocje, wiedzą, że zacięte końcówki to kwintesencja piękna koszykówki i nie chcą kibicom oszczędzić tego piękna. Jak to najłatwiej zrobić? Najlepiej przegrać trzecią kwartę (znowu!!!) dziesięcioma punktami. Przez pierwsze 6 czy 7 minut tej kwarty zdobyliśmy chyba tylko 2 lub 3 punkty – wyłącznie z rzutów osobistych. Za to Olsztynianki zaczęły trafiać. Wystarczy zresztą spojrzeć na statystyki celnych rzutów za 2 punkty. W I połowie: my – 52% (łoł!), Olsztyn – 29%. II połowa: my – 32%, Olsztyn – 48%. A przecież wynik naszej drugiej połowy i tak „nadgania” lesza czwarta kwarta. No więc dziewczyny słuchajcie, przekazuję Wam prośbę jednego z kibiców, który powiedział: „przekażcie proszę dziewczynom, że my (kibice) sobie bez tych dodatkowych atrakcji poradzimy. Że jak maja 20-punktową przewagę, to wcale nie muszą dopuszczać przeciwniczek na 3 punkty i dopiero potem się odbić. My naprawdę przebaczymy, jeśli druga polowa będzie nudna i Polonia utrzyma przez cały czas te kilkanaście punktów zapasu”. Gdyby wyjąć tę nieszczęsną trzecia kwartę to wygralibyśmy dziś nie pięcioma, a piętnastoma punktami.

Na wyróżnienie zasługuje dziś Dominika Paczkowska. Nie tylko za 17 punktów (w tym dwie trójki). Ale także za 8 zbiórek, 3 przechwyty i w ogóle fantastyczną walkę. No i za to, że te punkty zdobywała w szalenie ważnych momentach – najpierw na początku, co pozwoliło nam odskoczyć. A potem w końcówce „na przełamanie”, kiedy szło bardzo ciężko. Paczi aż 11 punktów rzuciła w drugiej połowie, z tego chyba zdecydowaną większość w ostatniej kwarcie. No i aż 4 razy rzucała rzuty osobiste, co jest ewenementem, bo do tej pory z naszych pierwszoplanowych zawodniczek miała osobistych najmniej (tylko dwa przed dzisiejszym meczem). Paczuś, życzę Ci by był to Twój najlepszy mecz sezonu bardzo krótko, tylko do następnej kolejki.

A jeszcze kilka dni wcześniej nastrój był zupełnie inny. Przegrana w Lublinie nie była może wykluczona, ale bolała, zwłaszcza, że zespół nie zagrał najlepiej. Przyznam, że po niektórych błędach wynikających z braku koncentracji i ogólnie po całym meczu byłem po raz pierwszy w tym sezonie zły. Choć oczywiście nadal obdarzałem nasze dziewczyny ślepą, bezgraniczną miłością. Trudno, to jest u mnie nieuleczalne. Ale zły byłem. I chyba to było po mnie widać. Po dzisiejszym meczu już nie jestem.

mkk 01Dodajmy, że po meczu pierwszej drużyny odbył się jeszcze mecz rezerw, w którym bardzo wysoko (91:31) wygraliśmy z MKK II Siedlce. W pierwszej rundzie byłem na meczu w Siedlcach, gdzie nieznacznie przegraliśmy i teraz zachodzę w głowę i nie mogę zrozumieć jak myśmy tam mogli przegrać? Czy dzisiaj nasz zespół zagrał tak wiele lepiej czy rywalki tak zdecydowanie słabiej niż wtedy? Dopiero kilka godzin po meczu dowiedziałem się, że nasze rywalki zagrały bardzo osłabione. Praktycznie juniorskim składem. I za podjęcie nierównej walki należą im się słowa uznania i szacunku. Zresztą ja to jestem taki staroświecki, że uważam, iż przeciwnikom na arenie sportowej zawsze należy się szacunek.

Jak zwykle w meczach drugiej drużyny prowadzący mecz Dominik (asystent Kasi Dulnik) bardzo szeroko rotował składem. Wydaje mi się, że żadna z dziewczyn nie grała dłużej niż max. 25 minut. Wszystkie dziewczyny zagrały fajnie. Aż pięć rzuciło ponad 10 punktów. Ale dla mnie MVP tego meczu była Dżasta – Justyna Stankiewicz (z tej okazji dostała zresztą ode mnie okolicznościowy kwiatek, co prawie widać na zdjęciu). Nie tylko 14 punktów, ale także niezliczona ilość zbiórek, czasami bardzo sprytnie, ambitnie wywalczonych. Także liczne przechwyty. Super mecz, naprawdę! I to wszystko w stylu charakterystycznym dla Dżasty – bez okazywania emocji, bezdźwięcznie, jakby od niechcenia. Czapki z głów. Pamiętacie Indianina grającego w koszykówkę w „Locie nad kukułczym gniazdem” Milosa Formana? Broń Boże nie chcę powiedzieć, że on był podobny, ale jego styl gry trochę mi Dżastę przypominał. Dziewczyny drugiej drużyny z całą pewnością zasłużyły dziś na ptasie mleczko i jego brak był chyba jedynym zgrzytem tego udanego meczu. Obiecuję się poprawić w tym względzie.

Last but not least…. nie zapominajmy, że obchodziliśmy dziś urodziny Natalii Małaszewskiej. Były kwiaty, śpiewy i ogólny aplauz widowni. No cóż, Natalia ma na imię 266 Zdobytych Punktów, na drugie 90 zbiórek, na nazwisko 78 asyst. W punktach i asystach jest najlepsza w lidze! Po prostu bezcenna dla drużyny. Dziękujemy Natalia! Sto lat! Spełnienia wszystkich marzeń – tych co je znam (bo mi o nich mówiłaś, albo sam się umiem domyślić) i tych, których nie znam. Wypocznij dobrze, urodzinowo i wracaj do nas na następne mecze!

Profesor Ciekawski