Studenckim okiem: Razem. Za każdym razem.

Podany tytuł to jednocześnie przepowiednia z kapselka soku, którą podczas drugiego dnia turnieju finałowego o 1. Ligę Kobiet w Poznaniu otrzymał kierujący naszą stroną (mam go przy sobie do dziś na każdym meczu – Fafarafa). Wtedy braliśmy chyba znaczenie owego tekstu bardziej doraźnie, dziś śmiem twierdzić, że cały rok 2014 w SKK możemy podsumować tym właśnie sformułowaniem. A był to rok niesamowity. Oto kalendarz dokonań sekcji i maturalno-studenckich impresji:

 

STYCZEŃ

Musimy wygrywać! Mamy przecież szanse – i to duże – zagrać w finałach o awans do 1. Ligi Kobiet! No cóż, pierwszy mecz w Aleksandrowie Łódzkim przegraliśmy trzema punktami w końcówce i sprawa się nam nieco skomplikowała. Okazało się, że były to jednak tylko złe miłego początki (co nie znaczy, że w 2015 mamy przegrać nasz pierwszy mecz z Pabianicami…): kolejny mecz w Głownie – dla mnie osobiście niezwykle istotny, bo wtedy w zasadzie dla mnie wszystko się zaczęło, mój pierwszy mecz SKK obejrzany poza Warszawą – wygraliśmy z miejscowym Alles ponad trzydziestoma punktami przewagi, a na trybunie miejscowe dzieciaki po rozmowie z Profesorem dowiedziały się, że jednak nie warto mówić źle o Polonii. Kolejny mecz z Ursusem, sympatyczną drużyną, acz jednak outsiderem ponownie wygrany, rzucamy do tego dwukrotnie więcej od rywalek! Niestety na naszej hali zebrało się może niecałe 50 osób.

 

LUTY

Ponieważ końcówka stycznia była udana, to znowu ta gra o awans nam się przybliżała, chociaż drużyny z którymi mieliśmy się mierzyć mogły narobić nam sporo problemów. Zaczęliśmy od gry z Huraganem Wołomin, drużyną zawsze silną. Mecz został rozegrany o 12:45, gdyż zawodniczki z Wołomina tego dnia miały swoją studniówkę, moja również wypadała tego samego dnia, więc już całkowicie przygotowany, z elegancką fryzurą, nie odpuściłem również i tego meczu. Po ciężkim boju wygraliśmy 50:41. Kolejny mecz to derby z Politechniką, które co sezon dostarczały dużo wrażeń, a kibice obydwu drużyn dzielnie dopingowali swoje faworytki. Tym razem na hali w liceum Cervantesa nie było ani śpiewających kibiców gospodarzy, ani naszej Trenerki, która komentowała akurat mecz gwiazd w telewizji, a mimo to wygrywamy 56:47, a Weronika Urbaniak otrzymała nawet puchar dla MVP spotkania. Ostatni lutowy mecz to starcie z rezerwami SMS PZKosz Łomianki na własnej hali, znowu po emocjonującym meczu wygrywamy 65:61 i niezależnie od wyniku ostatniego meczu sezonu jesteśmy w finałach! Po meczu zawodniczki zaprosiły do klubowej kawiarni na mały, słodki poczęstunek w podzięce za kibicowanie im cały tamten sezon, a ja już wiedziałem że to jest zdecydowanie moja ulubiona Polonijna sekcja – wszak przez żołądek do serca!

 

MARZEC

Zaczęliśmy od meczu o którym fajnie się opowiada, a na którym już tak fajnie nie było – z Hutnikiem Warszawa. Atmosfera wytworzona przez miejscowych kibiców była niezwykle gęsta, ale dziewczyny się nie dały i wygrały z Hutnikiem 53:46 mimo zaśpiewów „Po co wy gracie, jak wy kibiców nie macie”. Pierwsze miejsce w grupie i patrzymy z wielkimi nadziejami na gry o awans! Półfinał przypadł nam w Poznaniu. Mecze z Rzeszowem i Bydgoszczą pewnie wygrane, przy niewielkiej grupie wsparcia, większa pojawiła się dopiero na ostatni mecz z gospodyniami z MUKS Poznań, kiedy to wygrywamy 53:50 i możemy nawet zaśpiewać „Puchar jest nasz”, gdyż dostaliśmy okolicznościowy za zajęcie pierwszego miejsca w półfinałach. To co, teraz finały?

 

KWIECIEŃ

Jejku, znowu Poznań? Pomimo, że dwie drużyny z Warszawy grały w finałach, to ostatecznie rozważane było Cetniewo, bodajże Augustów (czy coś podobnego z mazurskich stron) i właśnie Poznań. Tym razem zadowolony z siebie pojechałem na piątek i sobotę myśląc, że w niedzielę będzie już wszystko jasne, więc to nic, że szybciej muszę wracać. Jednak już pierwszego dnia na hali nieopodal zapuszczonego stadionu im. Szyca, i ogólnie w nie bardzo sympatycznej okolicy, srogą lekcję dały nam zawodniczki Hutnika, wygrywając aż 60:46! Dla mnie to był jeden z gorszych meczów 2014 (tylko jeden był gorszy, ale wtedy nie mogłem o tym wiedzieć), ale następnego dnia nastąpiło odkupienie win, wygrywamy z Krakowem 55:45. Brawo Maturzysta, ostatni mecz musisz śledzić na PZKoszu! No i niestety ogryzając paznokcie w końcu poznałem ostateczny wynik – przegrywamy z JTC 64:53. Co będzie dalej?

 

MAJ

No nie, Mai jeszcze w naszej drużynie nie było, więc nie mam jakichkolwiek SKKojarzeń z tym miesiącem.

 

CZERWIEC

Kolejny wydaje się niepozorny miesiąc, a jednak chyba najważniejszy ze wszystkich. Bo oto w ostatni dzień czerwca odbyło się Walne Zebranie SKK na którym wybrano nowe władze Stowarzyszenia – i to same znajome i znane z K6 twarze! Trenerka, Profesor czy Rafał – a przecież gdyby nie namówił mnie w mroźnym styczniu na wyjazd do Głowna, to możliwe że nadal znałbym nasze SKK tylko pobieżnie – zaczęło się więc coś wspaniałego, w zarządzie są oddani klubowi ludzie, a najmilsze ma dopiero nadejść.

 

LIPIEC

Marzenia się spełniają! Dostajemy zaproszenie od PZKosz i będziemy grać w pierwszej lidze, a oficjalne zgłoszenie w moje urodziny. Może być lepiej? Jak pomyślę sobie ile pracy musiał w te ciepłe lipcowe dni wykonać nasz zarząd żeby wszystko dograć, dopiąć i załatwić, to naprawdę głowa może rozboleć, a ja zawsze będę chylił czoła przed nimi. Jeszcze nie do końca Student zapisuje się do SKK, zaczynamy zbierać fundusze na utrzymanie drużyny, a wyniki zbiórki w te pierwsze wakacyjne dni już robią wrażenie. W ostatni dzień lipca w końcu wyczekiwana informacja – SKK Polonia Warszawa otrzymuje licencję na grę w 1. Lidze! No dobrze, ale kto będzie u nas grał?

 

SIERPIEŃ

Zaczynamy od treningu naborowego, na którym pojawiło się czterdzieści dziewczyn. Niektóre znane już wcześniej, niektóre nowe. Przy okazji okazało się, że będziemy grać aż w trzech rozgrywkach ligowych – pierwsza i druga liga oraz U22. W kolejnych dniach pojawiły się już komunikaty o pierwszych zawodniczkach które będą u nas grać – oto w drużynie kolejny sezon grać będzie Iwona Gawryszewska, przychodzi silny zaciąg związany z AZS PW pod postacią Pauliny Stankiewicz, Asi Rudenko, Magdaleny Kulińskiej, i Klaudii Karwowskiej, a także dwie zawodniczki z ekstraklasową przeszłością – Natalia Małaszewska i Monika Maj. Mocny ten nasz skład! Od 18 sierpnia zawodniczki przygotowują się do sezonu, a zarząd cały czas nieustannie walczy z wszystkimi przeciwnościami, żeby w pełni profesjonalnie wejść w nadchodzący sezon.

 

WRZESIEŃ

Początek tego miesiąca to jedna z fajniejszych inicjatyw, byłem z niej naprawdę dumny – oto w ramach festiwalu „Warszawa jest trendy” na placu Defilad, SKK zorganizowało rodzinny turniej koszykówki, gdzie pojawiły się również nasze zawodniczki. Po pierwsze, nie przypominam sobie, żeby jakakolwiek Polonijna inicjatywa pojawiła się przy takich okazjach w ostatnich latach, po drugie turniej czy rzucanie do kosza dla maluchów był naprawdę udany. Myślę, że wszyscy uczestnicy wychodzili z imprezy zadowoleni. Ale prócz rodzinnego turnieju były już i takie turnieje na serio – gramy w Alles Cup w Głownie, gdzie zajmujemy piąte miejsce. W Memoriale Andrzeja Nowakowskiego z kolei zajmujemy miejsce trzecie. Oprócz tego gramy jeszcze sparingi z MKK Siedlce i juniorami warszawskiej Legii. Pojawia się terminarz na nowy sezon, pojawia się sponsor na naszych koszulkach – Armex, pojawiają się co najważniejsze kolejne zawodniczki – Dominika Paczkowska, Ania Kolad, Justyna Stankiewicz, Anna Kolasińska, Karolina Zduniak, Isia Korczak, Aneta Supeł, Iza Błajda, Dominika Słomka. Zarząd cały czas ma urwanie głowy, a przecież już zaraz zaczynamy nowy sezon – „co to będzie?”.

 

PAŹDZIERNIK

No i się doczekaliśmy! Piątego października gramy nasz pierwszy mecz w nowym sezonie z Politechniką Gdańską. Wyjeżdżamy w dobrych humorach, dobry nastrój wzmacnia dobra pierwsza połowa, jednak ostatecznie przegrywamy kilkoma punktami, po niezbyt dobrze wyglądającej drugiej odsłonie. Kolejny mecz z AZS UW na hali przy Szturmowej zgromadził wielu naszych głośno dopingujących kibiców, jednak znowu przegrywamy. Przełamanie nastąpiło w pierwszym spotkaniu na naszej hali – z AZS UMCS II Lublin. Na początku znów nam się nie wiodło, a kibice byli cicho, jednak po pewnym czasie hala wybuchła już rykiem z kilkudziesięciu gardeł, a zawodniczki wygrały swój pierwszy mecz w sezonie! Chociaż do końca zmagaliśmy się z niepewnościami organizacyjnymi, to jednak udało nam się, a ja poczułem, że warto było. Warto było przyjść zobaczyć wypełnioną halę i ludzi, którzy teraz już będą chodzić na każdy mecz, bo się w tą atmosferę wkręcili. Raptem po trzech dniach gramy z liderkami z Olsztyna i niestety przegrywamy po zaciętej walce, ale wyjazd i mecz dla mnie osobiście jeden z fajniejszych. Po spotkaniu zaś uraczam Was swoimi pierwszymi pomeczowymi przemyśleniami na stronie. Po meczu z UMCS naiwnie liczyłem, że nasza hala może będzie bastionem nie do zdobycia – niestety brutalnie zweryfikował te nadzieje kolejny mecz z VBW Gdynia, który ponoć był do wygrania, jednak wynik na tablicy wskazał nam coś innego. Na plus jednak, że zadebiutowała w tym meczu Strefa Małego Kibica, więc nasz klub czyni to, co dla mnie osobiście jest priorytetem – stworzenie takiej atmosfery, żeby na mecze chciała przychodzić cała rodzina. Pierwsze mecze rozegrały też nasze rezerwy i drużyna U22.

 

LISTOPAD

Kto wymyśla mecz w dzień Zaduszny? No nic, jechać trzeba, a tak się ciekawie złożyło, że mecz w Płocku z Mon-Polem zgromadził dotychczas największą liczbę naszych kibiców na wyjeździe. I od razu wygrywamy po emocjonującej końcówce – 73:70, a z pewnością każdy obecny zapamięta ten wypad na długo. W tym meczu powitaliśmy też nową koszykarkę w naszym zespole – Anię Cwyl. W ogóle ten pierwszy tydzień listopada był dla nas owocny, gdyż po pierwszym wyjazdowym zwycięstwie mieliśmy pierwsze zwycięstwo zarówno rezerw, jak i drużyny U22. Kolejny mecz z SMS Łomianki w 1. Lidze niestety nie dał nam kolejnego zwycięstwa, aczkolwiek ilość ludzi, która przyszła na mecz była naprawdę pozytywnym zaskoczeniem. Dalej był środowy mecz w Pabianicach, z którego zapamiętam jedynie własną panikę, gdy przybyłem na halę, a naszych dziewczyn jeszcze nie było pomimo, że do meczu 30 minut – ostatecznie wszystko zaczęło się z lekką obsuwą, a wygrać meczu niestety się nie udało. Potem po fantastycznym finiszu dziewczyn w 4. kwarcie i niemniej fanatycznym dopingu wygrywamy z Uniwersytetem Gdańskim po dogrywce, do której doprowadził nas rzut w ostatnich sekundach Natalii Małaszewskiej. Niestety tydzień później na Politechnikę Gdańską ambicja połączona z wolą walki nie wystarczają i moje założenie, że wszystkie mecze w rundzie rewanżowej wygrywamy, zostało zweryfikowane odrobinę za szybko. Na rewanż z alma mater zarówno Profesora, wielu zgromadzonych, jak i mojej własnej – AZS UW – ledwo co zdążyłem, acz był to jeden z najznamienitszych meczów w tym sezonie. Walka o każdy centymetr parkietu spowodowaa, że napędziliśmy liderkom stracha, a końcowy wynik rozstrzygnął się dopiero w dogrywce.

 

GRUDZIEŃ

Grudzień zaczął się mało sympatycznie – trzeciego dnia tego miesiąca jedziemy na wyjazd do Lublina (swoją drogą debiutowała też wtedy Sylwia Machowicz), gdzie bądź co bądź „wypadałoby” wygrać. Nie udało się, mocno wyraźnie przegraliśmy, a ja w sumie nie wiem czy to przez to, że jechałem tam podchorowany, czy naprawdę ta gra była tak fatalna, ale uznaję że nigdy wcześniej nie widziałem tak złego meczu dziewczyn. Nie wiem co wtedy się zadziało w ich głowach, ale wiem, że odkupiły swoje winy w jeden z przyjemniejszych dni w roku – mikołajki! Było to kolejne wyzwanie organizacyjne dla klubu, bo oto pierwszy raz sprzedawaliśmy bilety, jednocześnie rozdając fantastyczne kalendarze na nadchodzący rok, które myślę, że każdy z Was już ma dumnie powieszone na ścianie, oczekujące na nadchodzące dwanaście miesięcy. Zawodniczki dostosowały się do świątecznej atmosfery dając nam ładny prezent zwyciężając z KKS-em Olsztyn, a chwilę później nasze rezerwy bardzo wysoko pokonały drugę ekipę MKK Siedlce. Cóż to był za dzień! Potem nadszedł przełożony z 3 stycznia mecz z Łomiankami, kiedy to powróciły moje demony przeszłości i znów jak ongiś w kwietniu musiałem czytać relację na PZKosz, z ostatecznym słabym wynikiem. Następnie Gdynia, którą znów zrelacjonowałem dla Was na stronie, najdalszy wyjazd w rundzie zasadniczej i fenomenalna czwarta kwarta, no a na koniec prezent pod choinkę i zwycięstwo z Mon-Polem, które chyba jeszcze wszyscy znakomicie pamiętacie.

 ***

W relacjach powinny nastąpić teraz wyróżnienia indywidualne. Tym razem wielkie internetowe oklaski i piąteczki należą się przede wszystkim Zarządowi – zarówno poprzedniemu, jak i obecnemu, bo bez nich nasz piękny sen by w ogóle nie trwał. Następnie te, bez których nie byłoby po co jeździć nasze mecze – Zawodniczki. Zazwyczaj wyróżniałem w relacjach jakieś szczególnie, kosztem pozostałych – tym razem brawa i ukłony dla Was wszystkich, od Mileny Adamczyk, po Karolinę Zduniak, że przyjmę tak alfabetycznie. Wielki szacunek, że pięknie reprezentowałyście Dumę Stolicy w całej Polsce. No i w końcu brawa również dla Was, wszystkich kibiców, którzy dzielnie przychodzicie na nasze mecze, wspieracie nas zarówno głosem, finansowo, jak też we wszystkich innych aspektach funkcjonowania tego klubu. Także i bez Was to wszystko nie miałoby prawa bytu.

No i co ja mogę na koniec powiedzieć? Jestem dumny, że mamy taką sekcję i taką drużynę. I chociaż sam jestem może najmniejszym trybikiem w całej tej ogromnej machinie, którą wymieniłem przed chwilą, to nie żałuję ani chwili poświęconej dla drużyny. A jako, że do końca roku dzieli nas już tylko kilka ostatnich dni, to życzę Wam i sobie żebyśmy w tym nowym 2015 roku przeżywali jak najwięcej pozytywnych emocji.

Bo w końcu: RAZEM. ZA KAŻDYM RAZEM.

Krul Student