Dominika Paczkowska: Myślę, że wygramy jeszcze pięć meczów

Każda wygrana cieszy. Chyba najwięcej radości dała ta ostatnia, w Gorzowie. To był ciężki mecz, poprzednie dwa przegrałyśmy i byłyśmy trochę podłamane psychicznie. Przeciwnik był wymagający, nie byłyśmy faworytkami. Mecz był cały czas na styku. Na początku czwartej kwarty zrobiło się już 9 punktów naszej straty. A jednak udało się dogonić w końcówce. Myślę, że ta wygrana była kluczowa i będzie dla nas przełamaniem – tak na pytanie o najlepszy jak dotychczas moment sezonu odpowiada nasza „dziesiątka”, Dominika Paczkowska. O stawianych sobie celach, przenosinach do Warszawy i kulinarnych upodobaniach opowiedziała Profesorowi Ciekawskiemu jedna ze specjalistek od rzutu za trzy w drużynie Polonii.

Zacznę od standardowego pytania jakie zadaję wszystkim naszym koszykarkom w przeprowadzanych rozmowach. Skąd się wziął pomysł, żeby grać w koszykówkę?

– Od zawsze interesowałam się sportem, lubiłam wszelkie zawody, już w przedszkolu brałam w nich udział. W pierwszej klasie podstawówki babcia zaprowadziła mnie na zajęcia taneczne, lubiłam tańczyć i z tańcem wiązałam swoje plany na przyszłość. Jednak w trzeciej klasie szkoły podstawowej były organizowane zawody klasowe będące naborem do drużyny koszykówki. Te zawody zmieniły moje plany. Poszłam na pierwszy trening koszykówki, bardzo mi się spodobało i tak zaczęła się moja przygoda z koszykówką. Tak naprawdę nie pamiętam, co zadecydowało o wyborze tej dyscypliny. Może jakieś znaczenie miało też to, że mój brat trenował piłkę nożną i ja też chciałam uprawiać jakiś sport. Mam trójkę rodzeństwa. Dwie starsze siostry nie mają nic wspólnego ze sportem, a ja z bratem mieliśmy od zawsze dusze sportowców.

A brat też cały czas uprawia sport? Gra dalej w piłkę nożną?

– Tak, gra w Pogoni Siedlce, w drugiej lidze.

Powiedz kilka słów o swoim dotychczasowym przebiegu kariery sportowej.

– Jestem wychowanką klubu z Siedlec. Tam grałam w młodziczkach, kadetkach, następnie w juniorkach i drużynie seniorek. Grałam także w reprezentacji kadry Mazowsza. Jako juniorka starsza miałam epizod grania w drużynie MUKS Unia Basket Ostrołęka. Był to sezon, kiedy drużyna z Siedlec miała stałą współpracę z klubem z Ostrołęki – grałyśmy w pierwszej lidze pod szyldem Siedlec, a w rozgrywkach juniorek jako Basket Ostrołęka. Młodzieżowych grup w Siedlcach już nie było, więc musiałam się przebijać do drużyny seniorek. I tak naprawdę przez ostatnie sezony nie miałam zbyt wielu okazji do gry. Drużyna grała w pierwszej lidze, celem był awans do ekstraklasy i w zeszłym sezonie udało się go zrealizować. Koleżanki miały więcej doświadczenia, a ja siedziałam głównie na ławce. Bardzo chciałam zrobić krok naprzód a zmiany są najlepszą motywacją do działania. Miałam za sobą dwa lata studiów w Siedlcach, bardzo chciałam kontynuować studia. Wraz z ofertą gry w Polonii miałam możliwość studiowania na Akademii Leona Koźmińskiego. Dlatego też propozycję gry w Polonii uważałam za możliwość rozwoju zarówno sportowego jak i naukowego. Udało mi się przenieść na ALK i kontynuować studia.

Ale jak doszło do tej przeprowadzki i do tego, że trafiłaś do Polonii?

– Koleżanka, z którą grałam w poprzednim sezonie w Siedlcach – Ela Mukosiej – zna się bardzo dobrze z Trenerką. Powiedziała o mnie Trenerce, w rezultacie dostałam zaproszenie na trening naborowy. Tak naprawdę była to spontaniczna decyzja. To Ela Mukosiej przekonała mnie do tej przeprowadzki, zmiany otoczenia i natchnęła mnie wiarą w siebie, że dam radę. Jestem jej za to bardzo wdzięczna!

A gdybyś nie została koszykarką to jaki sport byś uprawiała? Jest jakaś inna dyscyplina sportu, którą się szczególnie interesujesz?

– Właściwie interesuję się każdą dyscypliną sportu. Kiedyś ze względu na brata myślałam nawet o grze w piłkę nożną. Dużo czasu spędzałam na podwórku grając z jego kolegami. Jednak wtedy kobieca piłka nie była popularna, w Siedlcach nie było żeńskiej drużyny z czego w tej chwili się cieszę, bo jest to mało kobiecy sport. Myślę, że gdyby nie koszykówka zostałabym przy tańcu.

A czy poza sportem masz jakieś szczególne zainteresowania czy też sport zajmuje Ci zdecydowaną większość czasu?

– Zdecydowanie zajmuje mi większą część czasu. Nie wyobrażam sobie życia bez aktywności fizycznej. Nawet jak mam chwilę wolnego czasu to idę pobiegać, na siłownię bądź wykonuję ćwiczenia w domu. Oprócz tego lubię muzykę, uwielbiam tańczyć. Wszystkie te czynności są da mnie najlepszym sposobem na poprawę humoru. Poza tym uwielbiam gotować.

A co? Jaka jest twoja specjalność, ulubiona potrawa?

– Makaron ze szpinakiem i łososiem.

Brzmi bardzo apetycznie, musisz mnie kiedyś zaprosić. Większą część życia spędziłaś w Siedlcach, teraz przeprowadziłaś się do Warszawy. Czy to była duża zmiana?

– To jest ogromna zmiana. Nigdy nie przepadałam za wielkimi miastami, wolałam małe miejscowości. Głównie dlatego, że tam jest wszędzie blisko. A tu musiałam się przestawić na to, że aby gdzieś dotrzeć to często potrzebuję godzinę. Jestem osobą punktualną. Na początku pobytu w Warszawie nie było tego widać i Trenerka kilka razy zarzucała mi spóźnienia. A to dlatego, że nie umiałam się przyzwyczaić do podróżowania po Warszawie. Bardzo mnie denerwowało, że się spóźniam.

Mieszkasz już tutaj pół roku. W tej chwili możesz powiedzieć, że już polubiłaś Warszawę?

– Tak naprawdę nie mam czasu jej polubić, poznać. Uczelnia, treningi, mecze wypełniają mi niemal cały czas.

Wiem już czego w Warszawie nie lubisz. Tego, że wszędzie jest daleko i dużo czasu spędzasz na dojazdach. A jest coś co lubisz, co ci się podoba?

– Na pewno są większe możliwości rozwoju. Jestem też zadowolona z uczelni, poziom jest wyższy niż mojej uczelni siedleckiej. Więcej możliwości rozrywki, ale nie bardzo mam czas, żeby z tego korzystać.

Wracając do miasta, z którego pochodzisz. Siedlce to takie miasto gdzie wiele osób kibicuje Legii, a jak wiadomo kibice Legii nie przepadają często za Polonią. Czy zdarzało się, że jacyś znajomi krzywili się na to, że poszłaś do Polonii?

– Mam wielu znajomych kibicujących Legii. Również mój brat i szwagier, który jest zagorzałym kibicem. I jakieś „obrazy” na ten temat ciągle słyszę. Jednak są to żarty, którymi się nie przejmuję. Jest dystans do tego i jeśli coś o tym mówią to tylko w żartach, a nie z poważną pretensją. Gra w Polonii nie stanowi żadnej przeszkody w kibicowaniu przez nich mi i mojej drużynie. Mam bardzo duże wsparcie ze strony bliskich, dla których najważniejsze jest moje szczęście a nie nazwa drużyny, w której gram.

Mam nadzieję, że im się odgryzasz żartami w drugą stronę?

– Oczywiście.

Wracając do obecnego sezonu. Grasz w I lidze, w drużynie U-22 i jeszcze w drużynie akademickiej. Jak dajesz radę fizycznie? Nie odczuwasz zmęczenia?

– W głowie nie czuję zmęczenia, nie mam dosyć koszykówki. Ale od jakiegoś czasu cały czas mi coś dolega, pojawiają się niewielkie kontuzje. I to się bierze ze zmęczenia. Mimo, że ja chcę grać, mój organizm czasem mówi dosyć.

Te kłopoty ze ścięgnem Achillesa, które miałaś ostatnio to myślisz, że też ze zmęczenia organizmu?

– Tak, miałam już trochę wcześniej problem z łydką. Zaleczyłam to, a teraz ból wrócił. Ale przychodząc do Polonii wiedziałam, że będę grała w tych trzech rozgrywkach, zależało mi na tym, by móc jak najwięcej się ogrywać. Zwłaszcza chciałam grać w juniorkach starszych. Od zawsze marzyłam zdobyć mistrzostwo Polski w kategorii młodzieżowej. Mimo ogromnego potencjału mojej siedleckiej drużyny nie udało nam się zdobyć medalu. A teraz z drużyną Polonii jest to moja ostatnia szansa.

Świetnie, bardzo mi się podoba ten pomysł. Najpierw awansujmy do finału [rozmowa była przeprowadzona na dzień przed turniejem półfinałowym w Gdyni – przyp. P.C.], a potem powalczymy o więcej.

– Bardzo bym chciała medal. Jeśli już się gra, to o coś.

A to ścięgno cały czas dolega?

– Tak, jest dyskomfort. Ale jest już lepiej i mam nadzieję, że przetrwam do końca sezonu.

Poza tym medalem w kategorii juniorek, jakie są Twoje ambicje sportowe? Co chciałabyś osiągnąć?

– Chciałabym grać w ekstraklasie. Ale moje cele? One się zmieniają. Formułuję takie cele cząstkowe, a jak je osiągam to stawiam sobie następny.

To ja mam pomysł na cel dla ciebie. Żebyś została na dłużej w Polonii i za 2-3 lata awansowała z nią do ekstraklasy. Podoba ci się taki cel?

– Bardzo mi się podoba. Mogłam zaliczyć jakieś pojedyncze minuty w ekstraklasie już w tym sezonie, w Siedlcach. Ale wolałabym awansować z Polonią i pokazać się w ekstraklasie w szerszym wymiarze niż wchodząc na bardzo krótko z ławki rezerwowych.

Jeśli chodzi o mecze w tym sezonie: obserwuję drużyny naszych rywalek. Rzuca mi się w oczy, że wielu trenerów, zwłaszcza mężczyzn, bardzo impulsywnie reaguje na wydarzenia na boisku. Więcej krzyczą na zawodniczki, czasem rzucają mocniejszym słowem. Natomiast Kasia Dulnik-  wprawdzie też oczywiście reaguje na to co się dzieje na boisku – ale jest dużo spokojniejsza. A może ona na was za mało krzyczy? Może gdyby was tak zwymyślała, nakrzyczała – jak to się zdarza niektórym innym trenerom – to by miało większy efekt mobilizujący?

– Szczerze mówiąc czasami brakuje takiego krzyku, który postawiłby nas do pionu, wzbudził jakąś agresję. Ale z drugiej strony takie matczyne podejście też ma swoje zalety. Każdy zawodnik inaczej reaguje na krzyk. Osobiście miałam wcześniej Trenerów, którzy czasem przesadnie używali mocniejszych słów i nie zawsze okazywało się to skuteczną motywacją. Myślę, że jak we wszystkim – trzeba znaleźć złoty środek, co nie jest łatwą sprawą. Ja raczej bym źle reagowała na krzyk. Choć z drugiej strony nie lubię też być przesadnie chwalona.

Dobrze będę pamiętał, by cię nie chwalić w relacjach pomeczowych. A jak odbierasz relacje z kibicami? Bo one są chyba dość wyjątkowe.

– Tak, są bardzo wyjątkowe. Wcześniej nigdy się nie spotkałam z takim wsparciem ze strony kibiców, które ogłusza przeciwników, a nam dodaje sił. Bez względu na przebieg meczu, czy przegrywamy czy wygrywamy, oni są z nami. To jest niesamowite.

No właśnie ten wątek chciałem poruszyć. Bo taki stereotypowy kibic to nosi na rękach jak drużynie dobrze idzie. A jak są przegrane to pojawia się niezadowolenie, pretensje. A u nas w tym sezonie to się nigdy nie zdarzyło. Czy przegracie jednym punktem czy trzydziestoma to na koniec są oklaski i podziękowania za walkę. Czy ci kibice trochę was nie zagłaskują? Czy to nie demobilizuje trochę? Bo czy wygramy czy nie to oni i tak nas pochwalą?

– Nie, na pewno nie. Zawsze chcemy im się odwdzięczyć za doping jak najlepszą grą, wygraną. Gramy dla kibiców i robimy wszystko co w naszej mocy by wynik był pozytywny. To kibicowanie u nas jest naprawdę wyjątkowe, ja się z czymś takim nigdy wcześniej nie spotkałam.

Jakbyś miała sama siebie ocenić jako koszykarkę to co jest Twoją najsilniejszą a co najsłabszą stroną?

– Najsilniejsza moja strona to rzut za trzy punkty, a poza tym charakter: ambicja, walka, zawsze zostawiam serducho na parkiecie. A słabe strony? Staram się koncentrować na tych mocnych, lepiej się nie zastanawiać za dużo, co w sobie mamy słabego, a raczej rozwijać swoje silne strony.

Mam teraz trudne pytanie. Fenomen trzeciej kwarty. Skąd to się bierze, że tak często ją przegrywacie?

– Chyba się trochę dekoncentrujemy w przerwie. Może też za dużo odpoczywamy. Dlatego uważam, że dobrym pomysłem Trenerki jest, że od jakiegoś czasu każe nam w przerwie „biegać linie”. To pomaga utrzymać koncentrację i rozgrzanie.

Masz takie mecze kiedy rzucasz wiele punktów, wchodzi ci trójka za trójką, ale są też takie kiedy nic nie chce wejść. Skąd się biorą te wahania?

– Nie chcę się tłumaczyć kontuzjami, ale gorsza dyspozycja wyraźnie się łączy z moimi problemami ze ścięgnem Achillesa. Był moment, że powinnam dwa tygodnie pauzować, a wróciłam już po tygodniu i noga mnie wciąż trochę bolała w trakcie meczu.

A nie lepiej było odpuścić jeden więcej mecz, ale być pewnym, że już z nogą jest w porządku? Może lepiej nie ryzykować?

– Lekarz też by pewnie tak wolał. Ale wydaję się, że jest już lepiej. A ambicja mi nie pozwalała siedzieć i patrzeć jak koleżanki grają.

Który z dotychczasowych meczów, albo który moment sezonu wspominasz najlepiej?

– Każda wygrana cieszy. Chyba najwięcej radości dała ta ostatnia, w Gorzowie. To był ciężki mecz, poprzednie dwa przegrałyśmy i byłyśmy trochę podłamane psychicznie. Przeciwnik był wymagający, nie byłyśmy faworytkami. Mecz był cały czas na styku. Na początku czwartej kwarty zrobiło się już 9 punktów naszej straty. A jednak udało się dogonić w końcówce. Udało nam się wygrać mimo, że w czwartej kwarcie za 5 przewinień spadła najpierw Maja, a chwilę potem Iwona. Myślę, że ta wygrana była kluczowa i będzie dla nas przełamaniem.

Do końca sezonu pozostało nam 7 meczów w 1. Lidze. Zabaw się w typowanie albo zakłady sportowe: ile z tych meczów uda się wygrać?

– … (długi namysł)… Pięć. Co najmniej pięć.

Doskonale, odpowiada mi taki plan. To umówmy się, że jak wygrasz ten zakład to zapraszam cię na obiad do wybranej przez ciebie restauracji.

– A jak ja przegram to zapraszam na zrobiony przeze mnie obiad.

Dobrze, ale mimo, że perspektywa tego makaronu ze szpinakiem i łososiem jest bardzo kusząca to mam jednak nadzieję, że wygrasz. I cała drużyna Polonii razem z tobą. Bardzo dziękuję za rozmowę.

P.S. Rozmowa z Paczką odbyła się kilka dni przed feralnym meczem z Ostrovią, w którym Dominika odniosła poważną kontuzję. Achilles jednak nie wytrzymał. Niestety, do końca sezonu Dominika może co najwyżej obserwować mecze koleżanek z zespołu. Mimo tego osłabienia wierzę, że odniesiemy jeszcze kilka zwycięstw, najlepiej te pięć, o których mówiła Paczka. Mam nadzieję, że drużyna – ze wsparciem kibiców – zrobi to między innymi dla Paczki. Paczi, zdrowiej i wracaj do nas. Czekamy i nie zostawimy Cię. You will never walk alone!

Profesor Ciekawski