Studenckim okiem: Ta historia się nie kończy, ona się dopiero zaczyna!

Gdy zaproponowano mi napisanie podsumowania sezonu 2014/2015, szybko i z chęcią się zgodziłem. Dopiero w trakcie zdałem sobie sprawę jak trudne to jest zadanie – bo oto z jednej strony naprawdę przywiązałem się do tej drużyny, z drugiej jednakże nie ma co się czarować – końcówka sezonu była odległa od takiej, jaką sobie wszyscy wymarzyliśmy. Ponadto cóż, w odróżnieniu od Profesora nie dam Wam jakichś smaczków, dostępnych tylko dla lepiej zorientowanych, nie podam Wam także ciekawych statystyk – raczej jest to sentymentalna podróż wstecz w miejsca i wydarzenia w których sami mogliście brać udział.

Z jednej strony kusił mnie układ chronologiczny, z drugiej miałem świadomość, że pierwsze cztery miesiące sezonu byłyby zasadniczo powtórzeniem tego, co już napisałem w podsumowaniu rocznym, stąd ostatecznie układ alfabetyczny i gimnastyka, żeby do każdej literki coś znaleźć.

A jak ATMOSFERA – Zacząć musimy od tego, o co mamy spore staranie i chyba z dość dobrym skutkiem nam to wychodzi. Przez ten rok wyklarowała się więź między wszystkimi, którzy w jakimś stopniu ten klub tworzą, i to dzięki temu, całe to przedsięwzięcie jest tak wyjątkowe. Niezależnie czy akurat szło nam dobrze, czy jak to może częściej bywało, piętrzyły się kolejne przeszkody, hasło „razem za każdym razem” wciąż można było odszukać w poczynaniach.

B jak BILETY – Pierwszy raz pojawiły się na meczu mikołajkowym z Olsztynem, zresztą wtedy w jego cenie był kalendarz na Nowy Rok, a kolejki do stolika z biletami cieszyły oko już do samego końca sezonu – choć jednak tworzyły się one zdecydowanie zbyt późno w stosunku do godziny rozpoczęcia meczu!

C jak CZARNE KOSZULE – Nasze tradycyjne stroje niestety mogliśmy na naszej hali ujrzeć tylko kilka razy, poprzez zapis w oficjalnych przepisach. Gdy już się udało w nich zagrać u siebie, tylko raz przegraliśmy – z Karkonoszami. Mecze z Olsztynem, Płockiem, Pabianicami i w końcu ŁKS, zakończyły się pewnymi zwycięstwami. A tak poza tym w czarnym każdemu do twarzy, szczególnie z takim herbem!

D jak DRUŻYNA – Dwie zawodniczki są wspomniane osobno, ale trzeba podziękować całemu kolektywowi – wszak każda rzucała punkty, zbierała i wnosiła swój wkład do gry zespołu. Mieszanina całkowicie różnych charakterów oraz różnych sposobów gry od zapadającego w pamięć jak u Mai po ciche, ale jakże efektywne wypełnianie swoich zadań przez Conni – każdej trzeba podziękować za starania.

E jak EDUKACJA HISTORYCZNA – W tym sezonie obchodziliśmy 90-lecie żeńskich drużyn na Polonii, czego wyraźnym świadectwem w każdym meczu drugiej rundy był konkurs wiedzy z tej okazji. Ponadto na mecze zapraszani byli ludzie dawniej związani z naszym klubem.

F jak FAULE – Cóż, nasze dziewczyny lubiły faulować, co często kończyło się w ten sposób, że któraś schodziła ostatecznie za pięć fauli. Na początku sezonu bardzo dużo faulowała Iza, ale w ciągu sezonu wyraźnie ta liczba zmalała, pod koniec rozgrywek sporo fauli łapała Sylwia, parę razy niestety musiała za nie zejść również Natalia.

G jak GDAŃSK i GDYNIA – Mecz z AZS UG na własnej hali to był majstersztyk pod względem emocji, kiedy to kilka sekund przed końcem rozpaczliwy rzut za 3 Natalii doprowadził do dogrywki, a w konsekwencji naszego zwycięstwa 9 punktami; niestety mecze z VBW Gdynia czy Politechniką Gdańską już tak efektywne nie były. Nad morzem zaś ani razu wygrać się nie udało – choć w meczu z Gdynią było to całkiem bliskie – do tego jeszcze w Gdyni miały miejsce te nieszczęsne półfinały Mistrzostw Polski U22.

H jak HALA NA KONWIKTORSKIEJ – Nasz dom podczas pierwszej fazy rozgrywek był dla nas szczęśliwy – wygrywaliśmy w nim wszak wszystko co trzeba, potykając się tylko o lepsze drużyny. W drugiej fazie już tak wesoło nie było, jako że wygraliśmy tylko z ŁKS. Pomimo to, przez całą długość sezonu kilka meczów na naszej hali, jak chociażby te z AZS-ami: UG, UW, PWSZ, śmiało mogą przejść do klasyki gatunku dreszczowców, z kolei mecz z AZS UMCS, KKS Olsztyn czy Mon-Polem jako wspaniałe zwycięstwa.

I jak IWONA – Nasza Kapitan, z której to roli znakomicie się wywiązywała. Choć zazwyczaj chwaliło się inne zawodniczki – głównie przez ich zdobycze punktowe – to jednak zawsze tych parę akcji pod obydwoma koszami było udziałem Kurczaka, która – z niewielką przerwą – jest z nami od momentu reaktywacji sekcji.

J jak JUNIORKI – Nasza drużyna U22 bardzo dobrze zainaugurowała sezon, w pierwszej fazie przegrywając tylko z jednak przewyższającym nas Huraganem, i raz pechowo z SKS 12. Potem był kuriozalny turniej o półfinał U22, gdzie z kilku zespołów ostatecznie zagrały dwa, a były to derby Muranowa na hali w Wołominie, gdzie niestety druga połowa zdecydowała o zwycięstwie „dwunastki”. Pomimo to, dostaliśmy zaproszenie na półfinały do Gdyni, gdzie jednak rywalki były wyraźnie lepsze, przez co wróciliśmy stamtąd z bilansem 0-3.

K jak KIBICE – Frekwencja przed pierwszym meczem była dużą niewiadomą, a jednak pomimo, że był to środowy mecz pojawiło się dość dużo osób. Dalej było już tylko lepiej, dzięki czemu pod koniec sezonu ciężko było znaleźć już wymarzone miejsca, jeśli przyszło się za późno. Kibice oprócz głośnego dopingowania przyczynili się także do zbiórki pieniędzy przed sezonem, jak również wpłatami czy kupnem cegiełek w sezonie pozwolili stworzyć pewien budżet.

Ł jak ŁÓDZKI KS – Poprzedni klub Ani Kolad i jedyny, z którym przyszło nam wygrać dwa razy w drugiej fazie rozgrywek. Do Łodzi wybrała się zresztą nieco większa grupka naszych kibiców.

M jak MEDIA – Nie wiedzieć czemu koszykówka kobiet nie jest szczególnie atrakcyjna medialnie. Tym bardziej cieszy, że kilka meczów było pokazane na migawkach w programie sportowym TVP Warszawa, ponadto kilkakrotnie wspomniano o nas także na warszawa.sport.pl . Nasze zaś skromne siły medialne poświęcamy na stronę internetową, facebooka, twittera i instagrama; ale tu nie mam prawa się wypowiadać – niech odbiorcy ocenią!

N jak NATALIA – Doświadczenie za tym przemawiało, a parkiet tylko zweryfikował – prawdziwa liderka drużyny. Bywały mecze, kiedy obowiązek zdobywania punktów spoczywał nieomal wyłącznie na niej, a jej znakomicie zagrana druga połowa w Gorzowie była głównym przyczynkiem do wygrania tego spotkania. I jako że nie będzie jej już z nami w następnym sezonie, jeszcze raz wielkie dzięki za cały ten sezon i wszystko co wniosłaś do drużyny!

O jak OLSZTYN – Mecz w Olsztynie przegraliśmy dziewięcioma punktami. U siebie na mikołajki było już znacznie lepiej pod względem gry i wygraliśmy punktami pięcioma. Niestety był tego smutny epilog – to właśnie poprzez gorszy bilans gier bezpośrednich zajęliśmy dziewiąte miejsce…

P jak PZKOSZ – Pożyteczne kompendium wiedzy wszelakiej i ostatnia instancja, gdy nie można było zjawić się na meczu. Suche relacje na PZKosz też potrafiły przyprawić o palpitacje serca, a na ostatnim meczu niejeden robił sobie swoistą „multiligę” jednocześnie śledząc komunikaty z hali olsztyńskiej.

R jak REZERWY – Zespół trenowany przez Dominika w pierwszej fazie trafił na parę silnych drużyn, na czele z odradzającymi się Liderkami z Pruszkowa, wskutek czego zajął 5. miejsce w grupie i w dalszej fazie przyszło zmierzyć się w walce o ogólne miejsca 7-11. Tu już poszło naszym zawodniczkom znakomicie i z bilansem 5-3, zajęły pierwsze w grupie, a więc ostatecznie siódme miejsce ogółem. Również i na tych meczach mniejsza grupka kibiców starała się wspierać nasze dziewczyny.

S jak SPADEK – Jakbyśmy nie chcieli, jakbyśmy nie czarowali, nie uciekniemy od tego tematu – tak, spadliśmy. Nie czas i nie miejsce na jakieś zaawansowane analizy czemu tak się stało, choć pewnie każdy ma na ten temat jakąś teorię – najważniejsze to żeby wyciągnąć z tego odpowiednie wnioski i dalej robić swoje, co jednak nie znaczy żeby przejść nad tym do porządku dziennego. Mądrzejsi o doświadczenia tego roku celujmy wciąż wysoko.

T jak TRENERKA – Kolejna z osób dzięki którym ten klub jest sympatyczny, wprowadzając swoją osobą dużo ciepła i rodzinnej atmosfery. Pomimo rozlicznych obowiązków stara się zapanować nad całością klubu i spaja to wszystko w jedną całość.

U jak UNIWERSYTET WARSZAWSKI – Nasz przeciwnik derbowy. Mecz na hali przy Szturmowej w drugiej kolejce był gorzką pigułką – przegraliśmy 88:55, zaś AZS był od nas lepszy w zasadzie w każdym aspekcie. W rewanżu było już jednak zupełnie inaczej – oto po walecznych czterech kwartach doszło do dogrywki, gdzie przegraliśmy zaledwie jednym punkcikiem – 61:62. Cóż to był za mecz!

W jak WYJAZDY – Brutalnie rzecz biorąc wyjazdy nie były naszą najmocniejszą stroną, podczas całego sezonu wygraliśmy takich meczów tylko trzy, choć każdy był niesamowitą przygodą – w Płocku 73:70, w Gorzowie Wielkopolskim 88:85 i w Łodzi 72:51. Jeśli chodzi o obecność kibiców, to udało się żeby na każdym meczu wyjazdowym była choć jedna osoba, czy to w Gdyni czy w Jeleniej Górze, parokrotnie zebrała się też większa wesoła grupka kibiców.

Z jak ZARZĄD – No cóż, bez nich niczego by nie było. Fantastyczna piątka, próbująca wszystko organizować i dopinać na ostatni guzik, często zmagając się z różnego rodzaju przeciwnościami. Fakt, że do końca walczyliśmy i nie zanotowaliśmy spektakularnych wtop organizacyjnych – to wszystko ich zasługa, dziękujemy!

***

Z bólem serca piszę te słowa, bo mam świadomość, że to już naprawdę koniec sezonu i tym samym zapewne do września SKK będzie troszkę dalej w moich myślach, a ponadto już nie będzie tych co weekendowych dwóch godzin z koszykówką. Jeśli mogę sobie pozwolić na chwilę prywaty, to powiem, że dla mnie ten sezon, pomimo jego końcowego wyniku, był – przepraszam za komunały – fantastyczną przygodą podczas której poznałem wielu inspirujących i ciekawych ludzi. I chociaż czasami czułem już zmęczenie materiału, czasem zębem zgrzytałem, gdy terminy goniły i na wykładzie z historii sztuki jedną ręką robiłem notatki, a drugą tworzyłem program na najbliższy mecz, to jednak nikt mi nie zabierze powrotu do domu o 5 rano ze Swarzędza czy pobudki o 4 rano żeby się dostać na zwycięski mecz do Gorzowa Wielkopolskiego. A zresztą czy inaczej bym kiedykolwiek pojechał do takich Pabianic? Dlatego też powtarzając znane słowa, niczego nie żałuję!

A tymczasem my wszyscy zastanówmy się czego zabrakło w tym sezonie i co mogło być przeprowadzone lepiej, taka analiza z pewnością pomoże uniknąć starych błędów. I cóż, nie załamujemy się, a od października zaczynamy całą naszą przygodę od nowa, teraz już jedynie pnąc się w górę, jak przystało na Dumę Stolicy.

I pamiętając o jednym:

RAZEM ZA KAŻDYM RAZEM

Michał Mistewicz