Wychowanek Asseco Gdynia z 10-letnim stażem trenerskim (m.in. młodzieżowe zespoły GTK Gdynia, Start Gdynia oraz Asseco), były asystent trenera Reprezentacji Polski U16 oraz Koordynator Pionu Męskiego programu Młodych Asów Parkietu w Wydziale Szkolenia Polski Związek Koszykówki. Przed Wami pierwszy wywiad z Maciejem Szelągowskim, nowym trenerem SKK Polonia Warszawa.

Post z informacją o obsadzeniu Pana w roli trenera na naszym profilu zgromadził aż 50 tys. odsłon i blisko tysiąca interakcji, co odbieramy jako wyraz uznania środowiska koszykarskiego wobec pańskiego warsztatu trenerskiego. A jak Pan po tych kilku tygodniach odnajduje się w Polonii?

Może najpierw co do tych pochwał: ja tak naprawdę nie miałem jeszcze, kiedy pokazać tego warsztatu. Myślę, że to też w jakimś stopniu ilość moich znajomych w sieci podbiła tu statystyki. A jak się czuję w Polonii? Powiem, że bardzo dobrze. Podoba mi się pomysł na klub i to, jak tutaj są traktowane dziewczyny. To jest ważne, że klub ma podejście rodzinne do zespołu. Jest to ważne zarówno dla nich jak i dla mnie, bo jestem spokojny, że nikt nie zadzwoni w nocy do mnie z problemem, który z kolei mnie postawi w trudnej sytuacji, nie będę wiedział jak się zachować. Natomiast tutaj jest wszystko jasne, klarowne, czytelne i z myślą o członkach drużyny.

Kontrakt z klubem podpisał Pan we wrześniu, jednak mało kto wie, że treningi bez pobierania wynagrodzenia prowadzi Pan już od lipca…

Tak, zależało mi na tym, by dziewczyny, które mogą, które w wakacje miały czas, nie próżnowały, przychodziły i poprawiały technikę indywidualną. Niestety koszykówka to jest gra szczegółów. To zawsze widać przy tych najważniejszych meczach, gdzie walka toczy się punkt za punkt. Tam decydują szczegóły.

Ma Pan ponad 10 lat stażu w szkoleniu młodzieży, w PZKosz jest Pan również koordynatorem administracyjnym programu Młodych Asów Parkietu. Czy praca z młodzieżą będzie jednym z priorytetów Pańskiej aktywności w Polonii?

Głównym celem na ten rok jest awans do wyższej ligi rozgrywkowej i na tym wszyscy się skupiamy. Gdyby się udało, byłoby również super zacząć budować coś od zera, by u tego nowego „narybka” już zacząć zaszczepiać pasję do sportu, koszykówki i budować tę świadomość polonijną, która zrobiła na mnie duże wrażenie podczas turnieju (Memoriał Bohdana Bartosiewicza – przyp. red.) Myślę, że ta praca z młodzieżą jest czymś najważniejszym, wszyscy mamy tego świadomość, jednak na tym etapie pracy zostawiamy to na później – w domyśle – po zrealizowaniu głównego celu.

Filozofia pozytywnego sportu, Model i7W – czy mógłby Pan rozwinąć ten skrót?

Nie wiem, czy wymienię teraz z pamięci wszystkie elementy… To będzie chyba: inspiruj, wyjaśniaj, wymagaj, wspieraj, wynagradzaj, wyróżniaj, oraz wzrastam i wygrywam. Generalnie chodzi o to, by zbudować pozytywną relację z zawodnikiem i całym zespołem na zasadach wzajemnego szacunku, zbudowaniu autorytetu w oparciu o szczerość, stawianie spraw jasno i wywiązywaniu się z tych obietnic. W żadnym wypadku nie na budowaniu autorytetu na zasadzie terroru, zamordyzmu, krzyku czy obrażania.

Trzeba sobie powiedzieć, że kobiece sporty w Polsce przynajmniej na razie nie cieszą się uwagą, na jaką zasługują. Realia drugiej ligi kobiet dla wielu klubów to mecze przy pustych trybunach, bez dopingu, satysfakcjonującego wynagrodzenia. W jaki sposób przekonałby Pan dziewczyny, że warto poświęcić ten niemal każdy wieczór w tygodniu oraz weekendy na treningi i mecze z zespołem.

Ja myślę, że jest to kwestia rozmowy przed sezonem, określenia zasad i roli. Jeśli komuś się zaproponuje jakąś rolę i ktoś ma ambicje – będzie chciał przychodzić. Jeśli chodzi o osoby młodsze, nawiązując do wcześniejszego pytania, o tych maluchach, z którymi kiedyś chcielibyśmy zacząć współpracować, to jest kwestia wychowania w duchu sportu i zarażenia pasją. Żeby ten trening to była nagroda, coś fajnego, a nie przymus… „bo tata każe”, „bo mama każe”, „bo jestem wysoka”, „bo w piłce nożnej nie było sekcji, to muszę iść na koszykówkę” itd. Chodzi o to, by tego bakcyla koszykarskiego od najmłodszych lat zaszczepić.

Nie chodzi o to, by ściągnąć do zespołu nazwiska, gwiazdy. Chodzi o to, by zbudować zespół tak, by charakterologicznie to zagrało ze sobą.

Polskimi propagatorami modelu i7W podobnie jak Pan są m.in. Piotr Stokowiec i Łukasz Smolarow. Panowie być może się znają?

Niestety nie. Obaj Panowie brali udział w tym samym programie, też byli bohaterami krótkiego filmu dotyczącego problemu, natomiast nagrywaliśmy to w zupełnie różnych miejscach i czasie. Niestety nie miałem przyjemności… nie ukrywam, że Pana Stokowca pamiętam jeszcze jako zawodnika Polonii, ale – jeśli się nie mylę – też jako trenera, który zrobił z zespołem całkiem niezły wynik?

Zgadza się. Obaj Panowie prowadzili Polonię w ostatnim ekstraklasowym sezonie, gdy zespół przejął śląski „biznesmen” Ireneusz Król…

…tak, tak, pamiętam. Po sprzedaży przez Pana Wojciechowskiego.

Pomimo odejścia największych nazwisk i praktycznego bankructwa finansowego klubu, dograli sezon do końca, stworzyli niesamowicie zgrany team i do ostatniego meczu bili się o awans do Pucharów Europy. Wielu z (do tego momentu) raczej drugoplanowych graczy po tym sezonie zrobiła wielką karierę, żeby jednym tchem wymienić reprezentantów Polski Pawła Wszołka i Łukasza Teodorczyka. Być może w jakimś stopniu właśnie dzięki pracy z psychologiem, motywacji i chemii, która wytworzyła się w zespole Stokowca i Smolarowa.

Bo widzi Pan… to nie chodzi o to, by ściągnąć do zespołu nazwiska, gwiazdy. Chodzi o to, by zbudować zespół tak, by charakterologicznie to zagrało ze sobą. Nie można wziąć czterech strzelców, którzy obrażą się, jak nie dostaną piłki. Bo trzeba będzie na meczu grać dwiema, trzema piłkami a nie jedną. A wiemy, że to jest niemożliwe. Dlatego ten charakterologiczny dobór zawodników jest tak ważny. No i zbudowanie chemii. Bo może być zespół wyrobników, którzy wiedzą, że trzeba być profesjonalnym, trzeba ciężko pracować, można się nie lubić, ale musimy sobie podawać. To są te szczegóły. I przychodzi mecz: naprzeciw siebie staje zespół wyrobników i zespół, który stanowi zgrany kolektyw. Gdzie jedna za drugą skoczy w ogień. Gdzie jak jedną biją, to od razu wszystkie pozostałe rzucą się na pomoc. W takiej sytuacji jestem przekonany, że to ten drugi zespół wygra. Tym właśnie jednym punktem, tym charakterem, wolą walki, jednością.

Czy koszykarska Polonia Macieja Szelągowskiego to też będzie zespół „wojowniczek”, zgranych ze sobą, nie baczących na nazwiska i klasę rywalek, idących po swoje?

Bardzo bym chciał. Myślę, że odpowiedź na to pytanie da ostatni mecz sezonu. Póki co są przesłanki ku temu. Widzę, że dziewczyny się dogadują ze sobą. Jest fajna atmosfera i idzie to w dobrą stronę. Jesteśmy po turnieju z trzema bardzo silnymi zespołami. Mimo że były to porażki. Pierwsza z UW w końcówce – można to było wyciągnąć. Druga z Gdynią, gdzieś przespaliśmy pierwszą połowę, goniliśmy w trzeciej kwarcie, jednak zabrakło sił. Na koniec z SMS-em była niemoc, dziewczyny są super wybiegane, młode, sztab trenerski stawia na przygotowanie fizyczne, to zawsze domena SMS-u. Większość dziewczyn grających w niedzielę, odpoczywała w sobotę, więc była świeża, a my mieliśmy trzy mecze w nogach. Nasze dziewczyny widzą, że jest dużo pracy, ale nie tracą wiary, wspierają się i – co ważne – pomagają sobie na boisku oraz podpowiadają. Myślę, że prócz tego szkoleniowego aspektu, gdzie na tle mocnych zespołów poznaliśmy swoje słabości, ten zespół również zaczyna się budować jako ten monolit.

Każdy trener zespół buduje na swój sposób. Trzeba szanować umiejętności zawodnika, ale trzeba też umieć powiedzieć mu: jesteś świetną zawodniczką, ale nie pasujesz mi do tej układanki.

Pomówmy zatem o zespole. Mógłby Pan opowiedzieć o założeniach, na jakich oparł Pan budowę składu?

Mamy 15 zawodniczek, z których sześć to seniorki. Idąc od góry pozycjami to: Anna Kuncewicz-Dąbek, Iwona Gawryszewska – kapitan i filar zespołu, Asia Rudenko, Ola Kaja, Ilona Płaczkiewicz i Ania Kolad. Każda z nich ma inną rolę, natomiast też od każdej z nich oczekuję, że będą młodszym koleżankom podpowiadać. Następnie dziewięć zawodniczek młodych: Ola Piechota, Iza Błajda, Natalia Rozińska, Justyna Kowalska, Natalia Gejcyg, Zuzanna Wrzesień, Asia Maryniewska, Iza Zdrodowska oraz Dagmara Urbańczyk. Te dziewczyny będą walczyły w Mistrzostwach Polsku U22. Myślę, że dla wszystkich z nich obijanie się z Olą Kają, czy Anią Kuncewicz-Dąbek, które mają największe doświadczenie w tym zespole, powinno zaprocentować. I mam nadzieję, że zespół Oli Kaji, która będzie prowadziła starsze juniorki w tym sezonie, zrobi nam wszystkim niespodziankę.

Wielu kibiców prawdopodobnie interesuje, czemu w nadchodzącym sezonie w składzie zabraknie liderki, Laury Lichomskiej.

Powiem tak… To jest na pewno bardzo dobra zawodniczka. Uważam, że spokojnie by sobie poradziła w pierwszej lidze. Jest doświadczona, ma ogromne umiejętności. Natomiast – oprócz standardowego stwierdzenia, że nie pasowała do koncepcji – to nie jest typ zawodnika, który mi pasuje. Po prostu. Każdy trener zespół buduje na swój sposób. Trzeba szanować umiejętności zawodnika, ale trzeba też umieć powiedzieć mu: jesteś świetną zawodniczką, ale nie pasujesz mi do tej układanki. Mam nadzieję, że Laura będzie dalej rozwijała swoją karierę i na pewno trzymam za nią kciuki.

Jak pokazał przedsezonowy turniej, zmiany są dalekosiężne. W piątek aż 4 z 5 dziewczyn z wyjściowego składu stanowiły nowe zawodniczki. Anna Kuncewicz-Dąbek – koszykarka, która spokojnie mogłaby myśleć o powrocie na parkiety ekstraklasy, zresztą z naszych informacji propozycje takie były. Mimo to Ania zdecydowała się na występy na Konwiktorskiej. Co będzie robić w Polonii?

Co będzie robić? Myślę, że będzie motorem napędowym tego zespołu. Będzie ciągnęła ze sobą dziewczyny i przede wszystkim odbuduje się po przerwie, którą zaliczyła z powodu ciąży. Bardzo mocno wierzę w to, że z każdym treningiem będzie wracać Ania, która była najlepszą zawodniczką w pierwszej lidze oraz stanowiła pierwszoplanową postać zespołu ekstraklasy, że pomoże osiągnąć nam upragniony cel, a przy okazji młode dziewczyny będą czerpać od niej wiedzę, „cwaniactwo” i rozsądek boiskowy.

W codziennej pracy trenerskiej wspierać Pana będą dwie z zawodniczek: Aleksandra Kaja jako asystentka i trener U22 oraz Zuzanna Wrzesień jako trener przygotowania motorycznego. Grające trenerki. Czy próbował Pan tego typu rozwiązania wcześniej?

Nie próbowałem, 16-latkom nie powierzałem funkcji asystenta trenera (śmiech). Nie próbowałem, aczkolwiek jestem wychowankiem Asseco Gdynia, gdzie stawia się na młodzież. Tam rolę grających trenerów pełnili najpierw Przemek Frasunkiewicz i Piotrek Szczotka. Aktualnie Przemek jest head coachem, Piotrek cały czas jest asystentem grającym i też odpowiedzialnym za motorykę. Zdało to egzamin. Juniorzy starsi próbujący sił na poziomie ekstraklasy ciągnęli swoje zespoły w rozgrywkach juniorów starszych. Przemek Żołnierewicz, człowiek z którym miałem przyjemność jako kadetem współpracować, ciągnął zespół najpierw do wicemistrzostwa, a następnie zespół wygrał EYBL-a, czyli taką młodzieżową Euroligę, i zdobył złoty medal mistrzostw Polski U20. Też myślę, że jest to właściwe wsparcie dla mnie. Jestem młodym trenerem, muszę się jeszcze strasznie dużo uczyć i sama rozmowa Olą czy Anią Kuncewicz-Dąbek na temat tego, co się dzieje na boisku, też mnie uczy. Nie raz słyszałem, że trener czegoś ode mnie chciał z ławki, a jednocześnie sam widziałem to zupełnie inaczej na boisku. Więc jest to dla mnie ogromne wsparcie. Raz w kontekście wizji na boisku. Dwa w kontekście doświadczenia. Ola wiele lat spędziła na pierwszoligowych i ekstraklasowych parkietach, jest to młodzieżowa reprezentantka Polski i nieocenione wsparcie zarówno mentalne jak i boiskowe.
Jeżeli chodzi o Zuzannę, widziałem ją w zeszłym roku w kilku meczach w Pruszkowie. Zuzanna pomogła również mi wyjść z problemów zdrowotnych. A ponieważ mi nie zrobiła krzywdy, przysłowiowo mówiąc, widziałem jej etykę pracy, jak się przygotowuje do tych zajęć, w związku z tym miałem taki pomysł, by ona zajęła się tą motoryką. Przy okazji trenując sama będzie wiedziała najlepiej, czego potrzebuje zespół w danym momencie. Mnie i te wszystkie trzy dziewczyny łączy podobna wizja co do tego, jak koszykówka powinna wyglądać zarówno po stronie atakowanej i po stronie bronionej. Mam nadzieję, że nam to zagra.

Skoro wymieniliśmy już połowę z nowego zaciągu, to powiedzmy też krótko o pozostałych trzech nowych w zespole: Joasi Maryniewskiej, Izie Zdrodowskiej oraz Natalii Gejcyg.

Zacznę od Asi Maryniewskiej. Asia też jest z Gdyni, miałem przyjemność grać z jej bratem. Z lat, kiedy zaczynała szkołę, a ja już zaczynałem pracować jako trener, pamiętam ją z korytarzy jako małego kajtka, który biegał i wszystkich denerwował w holu na przerwach, i zawsze gadał, co się nigdy nie zmieniło. Ale też widziałem jej rozwój, jest wychowanką Bartka Słonimskiego, którego uważam za jednego z lepszych, o ile nie najlepszych trenerów w Polsce, o czym może świadczyć ilość medali i utytułowanych wychowanek. Na samej uniwersjadzie w Tajpej w składzie reprezentacji Polski grała ostatnio Agata Stępień i Jowita Ossowska, czyli 95. I 96. rocznik – takie firmowe roczniki Bartka w Gdyni. Dlatego też wiem, czego mogę się spodziewać od Asi i wiem, co jest w stanie dać. Nawet jeśli jest po kontuzji, to jestem spokojny o to, że dojdzie do formy i będzie jeszcze silniejsza, mocniejsza niż przed kontuzją.
Jeżeli chodzi o Izę Zdrodowską, jest to zdecydowanie talent. Talent, któremu troszkę przeszkodziły kontuzje. Myślę, że ściągnięcie jej tutaj i doprowadzenie jej zdrowia do stanu „sprzed” będzie dla nas kluczowe. Ma predyspozycje ku temu, by być zawodniczką na poziom ekstraklasy. Ma 185 cm, jest dynamiczna, dysponuje świetnym rzutem, w który bardzo wierzę. Jeżeli będzie kochała ciężką pracę, tak jak kocha koszykówkę – a na to się zanosi – myślę, że przez najbliższe trzy lata kibice Polonii mogą być spokojni o to, że w pewnym momencie to ona przejmie ster i będzie z młodszymi dziewczynami ciągnąć ten zespół.
Natalię widziałem na mistrzostwach Polski juniorek w Żyrardowie. Zaimponowała mi tym, że pomimo niskiego wzrostu potrafi absolutnie odciąć od piłki prawie że każdego. Jest zadziorą w obronie, w ataku niepozorna, stojąca w rogu. Po otrzymaniu piłki potrafi ukąsić trójką albo rzutem z półdystansu. Jest bardzo pracowita i potrafi zaakceptować swoją rolę w zespole. Czy wyjdzie w meczu na 10 minut, czy wyjdzie na 3, czy na 15, czy zagra cały mecz, czy nie zagra w ogóle – ona jest z zespołem i dla niej liczy się wynik zespołu. Potrafi schować swoje ambicje, które niewątpliwie ma, jak każda z tych dziewczyn, i po prostu zagrać czy na boisku, czy na ławce, dla zespołu.

 

A jak ocenia Pan starą część składu Polonii? Czy jest materiał do pracy?

Każda z dziewczyn ma w sobie coś, co mnie zainteresowało w kontekście budowania zespołu. Justyna Kowalska ma bardzo duży potencjał i widać, że chce pracować nad sobą. Tak samo Iza Błajda, która pamięta jeszcze czasy, gdy zespół walczył na poziomie pierwszej ligi. Ilonę Płaczkiewicz widziałem wcześniej, wiem na co ją stać, jak jest zdrowa, i liczę na jej doświadczenie. Ania Kolad i Asia Rudenko to dziewczyny, które pomimo tego, że są seniorkami, dalej chcą się rozwijać i jestem przekonany, że nie jednego rywala zaskoczą w tym sezonie. Dagmara Urbańczyk, Aleksandra Piechota i Natalia Rozińska, to dziewczyny, które zaskoczyły mnie na treningach czerwcowych, oczywiście „in plus”! Po tym, co widziałem, stwierdzam, że warto dać im szansę i popracować z nimi nad ich grą. No i oczywiście Pani Kapitan Iwona Gawryszewska. Jej rola jest niepodważalna, jak już wcześniej zauważyłem, zarówno na boisku jak i poza nim. Cenię bardzo pomoc, jaką służy mi Iwona gdy jako nowa osoba mam jakieś pytania, czy to do całej organizacji, czy do dziewczyn – w końcu pierwszy raz pracuję z kobietami, nie zawsze rozumiem ich zachowania (śmiech). Co najważniejsze, wszystkie „nowe” i „stare” zawodniczki łączy to, że zaakceptowały swoje role w zespole i wiedzą, że mamy przed sobą wspólny cel i tylko razem możemy go osiągnąć. Krok po kroku, mecz po meczu, centymetr po centymetrze.

Okej, by nie skupiać się tylko na sporcie, kilka pytań prywatnych: ulubiony zespół Macieja Szelągowskiego? Przy dzwonieniu na Pański numer słyszymy AC/DC. Może to „Back in Black” skłoniło Pana do przyjścia do Polonii?

(śmiech) Niezupełnie, słucham muzyki od A do Z. Byle ta muzyka miała duszę. Oczywiście czasem „rąbanki” przydają się na rozgrzewkę, na siłownię, natomiast lubię gdy muzyka ma jakiś sens i są do tego dobrane odpowiednie słowa. Muzyka musi mieć to „coś”, co mnie zainteresuje. Jestem ogromnym fanem Prince’a, wychowywałem się na Michaelu Jacksonie, ale też jak chyba każdy chłopak grający w koszykówkę słucham czasem hip-hopu, rapu czy to tego polskiego, czy tego zza oceanu. Lubię też mocną elektryczną gitarę jak AC/DC, jak Alice Cooper… o Metallice już nie wspomnę. Bardzo lubię też posłuchać czystego brzmienia gitary jak Joe Satriani, absolutny mistrz gitary. Natomiast w związku z tym, że jestem najmłodszym z synów, a moi rodzice są urodzeni w latach czterdziestych, wychowywałem się na dobrej polskiej muzyce. To, plus klasyka, czyli Beatlesi, Queen…

Ulubiony film?

Kiedyś bym powiedział „Top Gun” ze względu na świetną piosenkę „Take my breath away”. Teraz musiałbym kilka wskazać i generalnie większość jest o sporcie. Ale na pewno na wyróżnienie zasługują „Gladiator” i „Piękny umysł”, czyli Russell Crow. I klasyka: „Ojciec chrzestny”… chyba to wszystko.

W jednej z rozmów słyszałem też o trenowaniu sztuk walki?

(śmiech) Przez dwa lata trenowałem karate… ale to było w 2. I 3. klasie podstawówki. Karate shotokan.

Ostatnie pytanie: czy uda się awansować?

Mam nadzieję, że tak. I z meczu na mecz będziemy robić wszystko, by osiągnąć ten cel. Bo cała społeczność Polonii zasługuje na to, by ten zespół grał w pierwszej lidze.