Międzywojenna Warszawa, pionierskie czasy kobiecego sportu w stolicy. Znajdujemy się na Agrykoli, jest 26 maja 1925 roku. Po nierównym boisku biegają panie w czarnych koszulkach z biało-czerwoną tarczą. Trwa pierwszy historyczny trening żeńskiej sekcji drużynowej Polonii Warszawa.
Zaczęło się od hazeny – siedmioosobowej gry podobnej do piłki ręcznej. „Sprowadziłam z Pragi jeden egzemplarz oficjalnych przepisów, a jednocześnie drugi przywiozła z Brna Wanda Kwaśniewska-Loth. Pewnego dnia przetłumaczyłam je w szatni swym koleżankom z Polonii i zaczęłyśmy grać” – wspominała po latach Sława Szmid. „Hazena była niby przedszkolem dla przyszłych koszykarek” – pisano w monografii „Pół wieku AZS”. Zawodniczki Polonii łączyły uprawianie kilku dyscyplin naraz. I to jak! Sława Szmid zdobyła z Polonią mistrzostwo Polski w hazenie (1931) i w koszykówce (1934, 1935). Jadwiga Duch-Markowska w koszykówce (1935) i w szermierce (1934, 1939). Koszykarką Polonii w pionierskich czasach była też m.in. Genowefa Kobielska-Cejzik, która na Igrzyskach Olimpijskich w Amsterdamie (1928) zajęła 8. miejsce w rzucie dyskiem.
Dzięki nielicznym ocalałym fotografiom i wspomnieniom, możemy wyobrazić sobie jak wyglądały pierwsze lata warszawskiej koszykówki: mecze rozgrywano przeważnie pod gołym niebem, na ziemistych boiskach, sznurowanymi piłkami. Kiedy w 1934 roku koszykarki Polonii zdobywały swoje pierwsze mistrzostwo Polski, decydujący mecz z IKP Łódź rozstrzygnęły wynikiem 12:7, do przerwy 3:2. Cztery lata wcześniej Polonistki przegrały z AZS Warszawa 9:24 i z Łódzkim Klubem Sportowym 5:20, zaliczając w drugich połowach obu spotkań – jeśli wierzyć prasie – okrągłe zero punktów! Na rzuty z wyskoku i dwutakty ze zmianą kierunku trzeba było poczekać do czasów słynnej Romy Olesiewicz, a więc do lat 50. XX wieku.
W okresie międzywojennym koszykarki Polonii zdobyły dwa tytuły mistrzyń Polski (1934, 1935), dwa razy wygrały turniej będący odpowiednikiem dzisiejszego Pucharu Polski (1934, 1935), dwukrotnie wywalczyły wicemistrzostwo kraju (1933, 1937) i raz zajęły trzecie miejsce (1939). Zachowało się zdjęcie koszykarek Polonii z mistrzostw Polski w 1939 roku. Stoją od lewej: Halina Wiewiórska, Irena Damska (zarazem medalistka mistrzostw Polski w jeździe szybkiej na lodzie), Helena Łukasik-Szulmajerowa (medalistka mistrzostw Polski w jeździe szybkiej na lodzie), Bielakówna, Maria Kamecka (wówczas niepełnoletnia, występująca w obawie przed sankcjami szkoły pod pseudonimem „Marysińska”), Rapińska, Ostrowska, Stanisława Balcerkówna (reprezentantka Polski w rzucie oszczepem), Irena Kamecka, Barbara Olczak-Danowska.
Po II wojnie światowej sekcja basketu w Polonii Warszawa odrodziła się dopiero pod koniec 1948 roku. Koszykarki „Czarnych Koszul” już kilka miesięcy po reaktywacji zespołu zdobyły wicemistrzostwo Polski, ogrywając w trakcie turnieju finałowego w Grudziądzu Wisłę Kraków i Zryw Łódź, a ulegając jedynie drużynie SKS Warszawa. Na zdjęciu Polonistki, wicemistrzynie Polski w koszykówce na rok 1949. Stoją od prawej strony: Olga Peters, Irena Kamecka-Jaźnicka, Anna Nowachowicz, Maria Kamecka-Kordzik, Nowak (imię nieustalone), Joanna Wecsile, Lucyna Peters oraz Barbara Kobylińska. Udział w meczach o mistrzostwo Warszawy brały również: Maria Borajkiewicz, Irena Kiepuszewska, Dobrzańska, Pietrzak (imiona nieustalone).
Pierwszy mecz po wojnie koszykarki Polonii rozegrały dopiero w styczniu 1949 roku. To był dziwny sezon. W mistrzostwach Warszawy Polonistki zanotowały dwa zwycięstwa i dwie porażki i awansowały do finałów mistrzostw Polski. W nich przegrały ze Spójnią Warszawa oraz zwyciężyły Wisłę Kraków i Zryw Łódź. Zdobyły wicemistrzostwo Polski z trzema porażkami w siedmiu meczach. W składzie Polonii występowały dwie zawodniczki sprzed wojny: siostry Irena Kamecka-Jaźnicka i Maria Kamecka-Kordzik.
– Koszykówkę zaczęłam trenować w sierpniu 1951 roku, siostry Kameckie grały jeszcze przez trzy lata – opowiada Hanna Loth-Nowakowa. – Moim pierwszym trenerem był Henryk Jaźnicki, znany piłkarz, mąż Ireny. Wymyślał nam od baranów, wyrzucał z treningów własną żonę. Chciał, żebym wszystko od razu chłonęła, a ja miałam dużo nawyków z hazeny, siatkówki i szczypiorniaka, które ćwiczyłam w szkole. Mecze grałyśmy wtedy w hali YMCA przy ulicy Konopnickiej. Nad koszami były balkony, gdzie stawali kibice. Krzyczeli: „Lothówna, strzelaj!”, a ja nie wiedziałam jak. Nauczyli mnie dopiero koledzy, szczególnie Zygmunt Ślesicki, brat Władysława, znanego reżysera filmowego. Ostatnie szlify zbierałam jeszcze w reprezentacji u trenera Groyeckiego.
Polonia za moich czasów nigdy nie miała pieniędzy. Wyglądałyśmy jak łazęgi: jedna miała inne spodnie od dresu, druga inne. Jak przychodziłam do klubu, to dostałyśmy kostiumy po spartakiadzie. To były czarne, jednoczęściowe stroje z batystu czy satyny, przewiązywane w pasie gumką. Baśce Wikarskiej ciągle pękały pod pachą, musiałyśmy je stale reperować. Grałyśmy w tych strojach ze trzy sezony. Kiedy w końcu sprawili nam nowe dresy, trener powiedział, że mamy je oszczędzać.
W latach 50. koszykarskie mecze o Puchar Polski oraz w ramach Spartakiad rozgrywano na boiskach otwartych. W Warszawie jedną z takich aren był Stadion Zimowy Zrzeszenia Sportowego Gwardia przy ul. Zamojskiego 16. Na zdjęciu podkoszowa akcja na tym obiekcie w meczu koszykarek Kolejarza (Polonii) ze Spójnią Warszawa, prawdopodobnie w roku 1950.
Pamiętam na Polonii dwa boiska kortowe do koszykówki – w miejscu dzisiejszego baraku, na wprost okien hali. Przez kilka sezonów rozgrywałyśmy tam letni Puchar Polski. Skórzanymi sznurowanymi piłkami, na mączce, niezależnie od pogody.
Koszykówka wyglądała inaczej. Były ściśle określone pozycje: dwie obrończynie, dwie skrzydłowe i najważniejsza – centerka. Akcje budowało się długo, szanowało piłkę, wykorzystując przepisowe 30 sekund. Uwielbiałyśmy stosować podsłonki i praktycznie nie rzucałyśmy z dystansu. Na początku mojej przygody z koszykówką spadało się za cztery faule. Do Mistrzostw Europy w 1958 roku były drewniane tablice. Na mistrzostwa zamontowali pierwszą tablicę szklaną, która pękła na pierwszym treningu Bułgarek.
W żadnym innym klubie nie było takiej integracji między sekcjami, jak w Polonii. Po meczach spotykaliśmy się składem żeńsko-męskim w kawiarniach, organizowane były wigilie i bale sylwestrowe. To był koniec lat 50., początek 60. Jasio Dzierżko z drużyny koszykarskiej, później wybitny architekt, do spółki z kolegami udekorował salę fraszkami Sztaudyngera i napisem „nie da Ci Hania ani Leonia tego co może dać Ci Polonia”. W tych okrutnych czasach udawało nam się prowadzić ciekawy, niezależny byt.
Najbardziej niesamowitą zawodniczką była Roma Olesiewicz z AZS AWF Warszawa. Dobrze określił ją tytuł jednego z artykułów: „Koszykarka z kosmosu”. Grałyśmy razem w reprezentacji. Ona z AZS-u, ja z Polonii, często dzwoniła do mnie i mówiła: „Hanka, mam piłki, mam salę, przyjeżdżaj na AWF, porzucamy”.
Także w Polonii było dużo niesamowitych dziewczyn, ale to już temat na o wiele dłuższą opowieść. Basia Wikarska-Szomańska – wulkan energii, przedwcześnie zmarła po komplikacjach zdrowotnych, których nabawiła się na boisku. Lucyna Sokół-Werewska – bohaterka wojenna, o czym dowiedziałam się przypadkiem, bo Lucy nigdy nam o tym nie opowiadała. Młodsza z sióstr Kameckich – w czasie wojny łączniczka AK. Martyna Niepokólczycka – córka pułkownika Franciszka Niepokólczyckiego, więźnia politycznego w okresie stalinowskim. Dużo świetnych koleżanek i kolegów, mnóstwo przyjaźni i wspomnień.
Jesienią 1949 roku komunistyczna władza wprowadziła radykalne zmiany, zastępując tradycyjne nazwy klubów sportowych nazwami zrzeszeń. Polonia stała się Kolejarzem Warszawa i pod tym szyldem grała do 1955 roku.
Początek lat 50. w kobiecej koszykówce to dominacja Spójni Warszawa, Wisły (ówczesnej Gwardii) Kraków i AZS AWF Warszawa. W 1953 roku Spójnia wygrała finał Pucharu Polski z Polonią Warszawa 52:30, a AZS rozpoczął swoją dekadę hegemonii – do sezonu 1961/62 akademiczki zdobyły osiem tytułów mistrza Polski. Polonia upodobała sobie miejsce piąte – pięciokrotnie na przestrzeni lat 1955-1961. W sezonie 1955/56 Polonistki zdobyły brązowy medal mistrzostw Polski. Osiągnięcie powtórzyły w roku 1965 – ostatnim, w którym na ligowych parkietach występowała Hanna Loth-Nowak.
Polonia za moich czasów nigdy nie miała pieniędzy. Wyglądałyśmy jak łazęgi: jedna miała inne spodnie od dresu, druga inne. Jak przychodziłam do klubu, to dostałyśmy kostiumy po spartakiadzie. To były czarne, jednoczęściowe stroje z batystu czy satyny, przewiązywane w pasie gumką. Baśce Wikarskiej ciągle pękały pod pachą, musiałyśmy je stale reperować. Grałyśmy w tych strojach ze trzy sezony. Kiedy w końcu sprawili nam nowe dresy, trener powiedział, że mamy je oszczędzać
W pierwszych powojennych dekadach Warszawa była najprężniej działającym ośrodkiem koszykówki w Polsce. Wśród zespołów kobiecych w najwyższej klasie rozgrywkowej grały zespoły Polonii, AZS AWF, Spójni/Sparty, Gwardii i – przez jeden sezon – Drukarza. Choć rywalizacja między drużynami była zacięta, zawodniczki i zawodnicy utrzymywali koleżeńskie, a czasem nawet przyjacielskie relacje. Na wielkim balu sylwestrowym 1959/60 Polonia bawiła się razem z AZS AWF. Na zdjęciu fragment meczu AZS AWF Warszawa – Polonia Warszawa w Hali Gier nr 4 na AWF-ie (obecnie sala szermiercza). Z piłką Romualda Olesiewicz, tuż przy niej zasłonięta Barbara Wikarska-Szomańska. Z numerem 14 w czarnej koszulce Hanna Loth-Nowakowa, z 14 w AZS AWF Barbara Kłosińska-Nartowska, najbardziej po lewo Krystyna Ryczek. Prawdopodobnie rok 1956.
Opowieść zaczyna się w 1965 roku brązowym medalem mistrzostw Polski. Później są jeszcze dwa trzecie miejsca, kilka sezonów przeciętności, tytuł wicemistrzyń kraju i pierwszy w historii spadek z I ligi w roku 1978. Wszystkie te wydarzenia łączy osoba trenera Bohdana Bartosiewicza, a zbiorowym bohaterem ligowej sinusoidy są koszykarki Polonii.
Rok 1967: trener Bartosiewicz pracuje z Polonistkami już czwarty sezon. Drużyna kończy ligę na trzecim miejscu, powtarzając sukces sprzed dwóch lat. Kolejkę przed zakończeniem rozgrywek Janina Chłodzińska-Urbaniak z Polonii zrównuje się w liczbie zdobytych punktów z prowadzącą dotąd w klasyfikacji Zdzisławą Ogłozińską z ŁKS-u. W ostatniej rundzie spotkań Ogłozińska jest nadal w formie i rzuca silnej Wiśle Kraków 27 punktów. Ale Polonistka nie zamierza się poddawać. Na Konwiktorską przyjeżdża Spójnia Gdańsk. Polonia wygrywa 79:64. „Nina” notuje aż 43 punkty. Tytuł królowej strzelczyń dla zawodniczki Czarnych Koszul! 538 punktów w 22 meczach. Mocne zwieńczenie pięknej kariery.
Na początku maja w Poznaniu trwają mistrzostwa Europy drużyn kolejowych. W reprezentacji Polski jest siedem Polonistek i siedem koszykarek Lecha Poznań. Nasza kadra pokonuje kolejno Bułgarki, Rumunki, Jugosłowianki, Czechosłowaczki, a w ostatnim meczu rozbija reprezentantki ZSRR 73:42 i zdobywa złoto. Na wyróżnienie zasługują niezmordowane Bogdanowicz i Korbasińska – relacjonuje Przegląd Sportowy. Barbara Bogdanowicz i Jadwiga Korbasińska-Jankowska z Polonii.
Rok 1974: trener Bartosiewicz pracuje w Polonii jedenasty sezon. W poprzednim jego zawodniczki szczęśliwie obroniły I ligę dzięki barażom, a teraz zakończyły rozgrywki na piątym miejscu. Niespodziewanie patronat nad sekcją koszykarek Polonii obejmuje firma kosmetyczna Pollena-Uroda, której fabryka znajduje się na warszawskiej Pradze. Urszula Pulkowska-Engel i inna ówczesna zawodniczka Polonii, Wiesława Kaniewska-Całka, wspominają ten czas bardzo przyjemnie: – To był duży przeskok jakościowy. Dzięki patronowi mogłyśmy zagrać po raz pierwszy w usztywnianych w kostce trampkach adidasa, zamiast w miękkich „chinkach”. Dostałyśmy nowe koszulki i mniej siermiężne dresy. W szwalni pobrano z każdej z nas wymiar na jednolite spódnice, spodnie i marynarki. Na mecze zaczęło przychodzić trochę więcej kibiców. Na coroczne turnieje do Włoch nie jechaliśmy już dwa dni pociągiem, tylko lecieliśmy samolotem. Patronat nie przełożył się co prawda na indywidualne zarobki, nadal były to ledwie symboliczne pieniądze na tak zwane dożywianie, ale wreszcie poczułyśmy, że ktoś się naszą sekcją interesuje i że dla kogoś jesteśmy ważne. Otrzymałyśmy znaczącą pomoc, choć wciąż była to skromna egzystencja. Pierwszy sezon pod patronatem Polleny-Urody okazuje się bardzo udany: Polonistki kończą ligę z brązowym medalem, wyprzedzone jedynie przez dwie drużyny zdecydowanie dominujące w tamtych latach: Wisłę Kraków i ŁKS Łódź.
Rok 1976: trzynasty sezon trenera Bartosiewicza w Polonii. Na przekór przesądom – wicemistrzostwo Polski! Przed faworyzowanym ŁKS-em, tuż za Wisłą. Trener w wywiadzie dla prasy: Wszystkie moje zawodniczki są wychowankami Polonii. I muszę przy tej okazji powiedzieć, że jest to powód do szczególnej radości w czasach, kiedy przywiązanie do barw klubowych mocno się zdewaluowało. Praca z seniorkami zawsze była dla mnie nieodłącznie związana z pracą z młodzieżą, Polonia z tego słynie. Jedynym naszym nabytkiem jest kadrowiczka Ewa Kalińska z Pruszkowa, od roku w mojej drużynie. Wśród zawodniczek wicemistrzowskiej Polonii najdłuższym stażem może się pochwalić Wiesława Kaniewska-Całka, która grała przy Konwiktorskiej przez 19 lat. – Przyszłam do klubu w 1964 roku. Mieszkałam na Muranowie, chodziłam do szkoły przy Lewartowskiego, ogłoszono nabór. Pamiętam pierwsze treningi w dawnej siedzibie Polonii przy ul. Foksal 19, na pierwszym piętrze, w malutkiej salce z drewnianym parkietem pełnym ruchomych klepek. Kapitanem naszej srebrnej drużyny z 1976 roku była Ula Pulkowska-Engel, która potrafiła świetnie integrować drużynę i łagodzić ewentualne różnice charakterów. Na boisku specjalistkami od zbiórek były Ludwika Szymańska i Ula, w rzutach wyróżniała się Iza Młynarczyk, a w przechwytach Ewa Gwóźdź, łącząca grę w Polonii z trudnymi studiami medycznymi. Nad wszystkim czuwał trener Bartosiewicz. Urszula Pulkowska-Engel: Trener potrafił być ostry na boisku, ale nigdy poza nim. Mieliśmy i mamy z nim do dziś niezwykle serdeczny kontakt. Razem z kierownikiem drużyny, Janem Stanisławem Nowakiem, pomagali nam życiowo. W trakcie wielogodzinnych kolejowych wypraw na mecze wyjazdowe rozmawiali z nami na wszelkie tematy, nauczyli grać w brydża i kierki. Zdarzało się, że trener przygotowywał na podróż pyszne kanapki i inne wiktuały. Do treningów podchodził zawsze bardzo poważnie, indywidualnie, z niezwykłą dbałością o detale. Zwracał uwagę na ustawienie stóp, ułożenie rąk i nóg – dzięki jego uwagom nauczyłyśmy się doceniać każdy niuans.
Jesień 1976: Po zdobyciu wicemistrzostwa Polski trener Bartosiewicz (rocznik 1918) udaje się na wcześniej zapowiadaną emeryturę. W drużynie kontuzje i przetasowania kadrowe. Szkoleniowcem Polonii zostaje Jan Matuszewicz. Polonistki kończą sezon 1976/77 na szóstym miejscu.
1977/78: Sekcji nie patronuje już Pollena-Uroda, pieniądze dla koszykarek znikły w tajemniczych okolicznościach. Od dwóch lat nie żyje niezastąpiony kierownik Jan Nowak. Na ławkę trenerską wraca awaryjnie Bohdan Bartosiewicz. W drużynie znów przetasowania i kontuzje. Przez kilka skandalicznych decyzji sędziów Polonia przegrywa o włos walkę o utrzymanie i po raz pierwszy w historii opuszcza I ligę.
Drużyna trenowana przez Bartosiewicza wywalczyła najpierw brąz (1975), a później wicemistrzostwo Polski (1976), wygrywając 26 z 36 ligowych meczów i dając się wyprzedzić tylko Wiśle Kraków. Do dnia dzisiejszego tak dobrego wyniku na najwyższym szczeblu kobiecych rozgrywek koszykarskich w Polsce nie powtórzyła żadna drużyna z Mazowsza. Na zdjęciu stoją od lewej: trener Bohdan Bartosiewicz, Ewa Kalińska, Ludwika Szymańska, Wanda Chojnacka, Elżbieta Jeziorek (Kusińska), Elżbieta Perkowska (Chalińska), Urszula Pulkowska (Engel). W dolnym rzędzie od lewej: Wiesława Kaniewska (Całka), Izabella Młynarczyk, Krystyna Romanowska (Sommer), Ewa Gwóźdź, Elżbieta Proch (Petrus), Bożena Rożek (Kolińska). Na fotografii brak grającej w sezonie wicemistrzowskim Małgorzaty Juzaszek.
Wiosną 1978 roku koszykarki Polonii po raz pierwszy w historii spadły z I ligi. Wróciły do niej trzy lata później, ale w sezonie 1982/83 znów zaznały goryczy degradacji. Redaktor Łukasz Jedlewski z „Przeglądu Sportowego” pisał w podsumowaniu sezonu: „Polonia walczyła z pasją, ale urlopy macierzyńskie połowy drużyny z góry stawiały ją na straconej pozycji”. Na 30 ligowych meczów w kampanii 1982/83 Polonistki wygrały zaledwie osiem. Na zdjęciu scenka z jednego ze zwycięskich meczów: 5 marca 1983 roku, Hutnik Kraków – Polonia Warszawa 61:68. Od lewej: Elżbieta Perkowska-Chalińska (nr 10), Danuta Tarczyńska-Kopeć (nr 13), Magdalena Pełka-Leszczyńska (nr 4), Wiesława Kaniewska-Całka (nr 5). Warto wspomnieć, że Danuta Kopeć i Wiesława Całka były w różnych okresach i za kadencji różnych selekcjonerów powoływane do reprezentacji Polski.
– Wspominam tamte czasy z dużym sentymentem, dziewczyny podjęły ciężką pracę – mówi Andrzej Nowak, trener koszykarek Polonii Warszawa w latach 1979-1983. – W Polonii spotkałem bardzo inteligentne zawodniczki, o świetnych osobowościach, choć przez swój indywidualizm nieraz trudne do opanowania na boisku – dodaje Jacek Rondio, opiekun Polonistek dekadę po Nowaku.
Wiosną 1978 roku koszykarki Polonii po raz pierwszy w historii spadają z I ligi. Sezon 1978/79 można spisać na straty – drużyna kierowana przez Adama Wyszczelskiego zajmuje ledwie 3. miejsce w II lidze. Następcą zostaje Andrzej Nowak, doskonale znany przy Konwiktorskiej z wieloletnich występów na parkiecie. Z koszykarkami Czarnych Koszul przepracuje cztery sezony. Wiele wymagał i dawał w kość. Bywał surowy, ale i bardzo ludzki. Dbał o dobrą atmosferę. Niezwykle sobie cenię tę współpracę, dzięki niemu trafiłam do kadry Polski – powie po latach rozgrywająca Danuta Tarczyńska-Kopeć. Trener Nowak nie boi się eksperymentów: wprowadza na zajęciach elementy piłki nożnej i rugby, a także jako pierwszy zleca rejestrowanie meczów swojej drużyny na taśmie magnetowidowej.
Listopad 1979. Drugoligowy mecz z AZS Zielona Góra. Polonistki zwyciężają gładko 90:65. Piękny pokaz strzeleckiej dyspozycji dała Ewa Kalińska – relacjonuje Nasza Trybuna. Kalińska zdobywa 53 punkty! To absolutny rekord żeńskiej sekcji Polonii, nie pobity do dnia dzisiejszego, a przecież ustanowiony jeszcze w czasach przed wprowadzeniem przepisu o rzucie za trzy punkty w 1984 roku.
Lato 1981. Obóz treningowy w Łagowie na Lubuszczyźnie. Opowiada Andrzej Nowak: Coś tam zaszwankowało organizacyjnie i okazało się, że od miejsca gdzie nocujemy do stołówki są jakieś trzy kilometry. Proszę sobie wyobrazić, że dziewczyny trzy razy dziennie pokonywały ten dystans, sześć kilometrów w obie strony. Któregoś dnia poprosiły mnie o wolne, ustaliliśmy, że pójdziemy na spacer do lasu. Tam zaproponowałem: „dobieramy się w dwójki i szukamy grzybów, macie półtorej godziny”. Po powrocie były zgodne: „to my już wolimy ćwiczyć normalnie”.
Grudzień 1981. Polonia przegrywa wysoko wyjazdowy mecz z ŁKS Łódź. Opowiada Danuta Kopeć: Następnego dnia mieliśmy grać w Pabianicach z Włókniarzem, wtedy grało się w weekend dwa mecze. Budzimy się, to był niedzielny poranek. Ktoś przynosi wiadomość: wprowadzono stan wojenny. Niepewność. Wszystkie imprezy sportowe odwołane. Pierwszym możliwym pociągiem wracamy do Warszawy. Z Włókniarzem zagrałyśmy dopiero w lutym.
Na koniec sezonu 1980/81 – awans do I ligi. W 1983 – ponowny spadek. Redaktor Łukasz Jedlewski z Przeglądu Sportowego: Polonia walczyła z pasją, ale urlopy macierzyńskie połowy drużyny z góry stawiały ją na straconej pozycji. W drużynie Andrzeja Nowaka grywa jeszcze kilka zawodniczek, które pamiętają wicemistrzostwo Polski z 1976 roku: Elżbiety – Jeziorek-Kusińska, Perkowska-Chalińska i Proch-Petrus, Małgorzata Juzaszek-Fortuna, Ewa Kalińska, Krystyna Romanowska-Sommer i Wiesława Kaniewska-Całka. Razem z nimi między innymi Aleksandra Komacka-Kowalik, wicemistrzyni Europy z 1980 roku (wówczas jako koszykarka AZS AWF Warszawa). Świetne mecze przeplatają koszmarnymi: w grudniu 1982 roku przegrywają w Krakowie z Wisłą 53:105, do przerwy 17:59. Czegoś podobnego nie przeżyłem jeszcze nigdy – notuje w swoim zeszycie trenerskim Andrzej Nowak.
Marzec 1986. Dwa sezony wcześniej Polonistki wróciły do I ligi pod wodzą Andrzeja Fuska. Teraz bronią się w barażach przed kolejną degradacją. Przeciwnikiem Glinik Gorlice. W Warszawie jednopunktowa porażka Czarnych Koszul. Podobnie w Gorlicach. I jeszcze jeden mecz – i po raz trzeci o punkt lepszy Glinik. Zarządy obu klubów powinny solidarnie zgłosić ten wyczyn do księgi Guinessa – sugeruje dziennikarz Przeglądu Sportowego. Taka sytuacja może zdarzyć się wyłącznie w rzeczywistości. Gdyby napisano podobny scenariusz, autor, jako stuprocentowy grafoman, zostałby przegoniony na cztery wiatry.
Koniec sezonu 1986/87. Polonistki kończą na drugim miejscu w II lidze. Czwartą snajperką ligi debiutantka Katarzyna Gruszczyńska z Polonii. Młodziutka, zadziorna dziewczyna, którą koszykarski świat pozna lepiej za jakiś czas pod nazwiskiem Dulnik. W Czarnych Koszulach debiutuje także pozyskana z Nidzicy Krystyna Szymańska. W 1999 roku Dulnik i Szymańska-Lara wywalczą dla Polski mistrzostwo Europy. Teraz są jeszcze nastolatkami i przez kilka ładnych lat klub z Konwiktorskiej będzie miał z nich nie lada pociechę.
Wiosna 1988 roku, awans do I ligi. Po meczu decydującym o awansie, a przed uroczystą kolacją w restauracji biurowca Intraco pozują w górnym rzędzie od lewej: Aleksandra Kowalik, Iwona Chodakowska, Magdalena Żeglińska, Anna Figlarz, Katarzyna Wolf, Dorota Jędrzejczak, Danuta Kopeć, Agnieszka Śmiech-Dzioba, Katarzyna Drabot. W dolnym rzędzie od lewej: Katarzyna Gruszczyńska (Dulnik), Aleksandra Kozdrońska, trener Andrzej Fusek, Krystyna Szymańska-Lara, Dorota Kwapisiewicz, Jolanta Winnicka. Na zdjęciu brak grającej w tamtym sezonie Renaty Stanisławskiej.
Sezon 1989/90. Biedna Polonia dość niespodziewanie spisuje się bardzo dobrze w I lidze. Świetnie gra para rozgrywających: doświadczona Kopeć i żywiołowa Szymańska, do tego przeambitna Gruszczyńska i kilka innych zawodniczek, w tym mistrzynie Polski juniorek z Polonią w roku 1988. Opowiada trener Jacek Rondio: To był najciekawszy zespół jaki prowadziłem, także pod względem charakterologicznym. Pamiętam pewien mecz Pucharu Polski, z jakimś słabszym przeciwnikiem. Zawsze wymagałem od dziewczyn maksimum wysiłku, ale tamtego dnia grały fatalnie. Wychodziłem z siebie, brałem czas za czasem, aż wreszcie w trakcie jednej z przerw Ola Kowalik, liderka zespołu, zwraca się do mnie uśmiechnięta od ucha do ucha: «trenerku, niech się pan nie denerwuje, my i tak to wygramy!». Polonia kończy rozgrywki ligowe na piątym miejscu.
Sezon 1990/91. W drużynie brak Danuty Kopeć i Aleksandry Komackiej-Kowalik, które wyjechały do Francji. Dłuższą przerwę w grze ma Krystyna Szymańska. W ćwierćfinale Pucharu Polski Polonia eliminuje sensacyjnie Olimpię Poznań, przegrywając pierwszy mecz czternastoma punktami i zwyciężając w rewanżu piętnastoma. Niebawem spada z I ligi i zwycięża w półfinale Pucharu Polski koszykarki Lecha Poznań. W finale imprezy czeka ŁKS. Po 10. minutach meczu jest 20:12 dla Polonistek. Na koniec o pięć punktów lepsze okazują się łodzianki…
Koszykarki Polonii Warszawa, rok prawdopodobnie 1989. Stoją od lewej: trener odnowy Mirosław Nosowicz, Krystyna Szymańska-Lara, Iwona Chodakowska, Elżbieta Stankiewicz, Izabela Piwko, Janusz Kita, Katarzyna Wolf, Dorota Kwapisiewicz, Agnieszka Śmiech-Dzioba, Danuta Kopeć, Aleksandra Komacka-Kowalik, asystent trenera Waldemar Stachowiak. Siedzą od lewej: Dorota Jędrzejczak, Katarzyna Kazulo, Eliza Sokołowska, Renata Paprzycka, Anna Dominiak. Na dole trener Jacek Rondio.
To opowieść o zniszczonych marzeniach i ludzkiej obojętności. O zamachu na tradycję. Historia, w której znajdujemy wiele bohaterek i pozytywnych postaci, ale brakuje najważniejszego: happy endu.
Tym razem zaczniemy od końca. 4 października 2000 roku Życie Warszawy informuje: Na wczorajszym posiedzeniu Zarząd Polonii Warszawa postanowił wycofać drużynę koszykarek z ekstraklasy. (…) O kłopotach finansowych koszykarek Polonii wiadomo było już od kilku lat. Niestety, w tym czasie nie znalazł się sponsor, który chciałby uratować drużynę przed upadkiem. Zresztą działaczom klubu z Konwiktorskiej wcale na tym nie zależało.
Dzień po publikacji w ŻW, sytuację analizuje w Gazecie Wyborczej wieloletnia kapitan Polonii i mistrzyni Europy z 1999 roku Katarzyna Dulnik: Zespół koszykarek od niemal dwóch lat siedział na bombie, która wreszcie wybuchła. Choć groźba wycofania z rozgrywek stawała się coraz bardziej realna, byłam dobrej myśli. Wierzyłam, że pogłoski, jakoby zarządowi klubu nie zależało na utrzymaniu sekcji, są tylko bezpodstawnymi plotkami. W ubiegłym sezonie szukano pretekstu, by pozbawić Polonię żeńskiej koszykówki. Teraz znalazł się ktoś odważny, kto podjął taką decyzję. (…) Nie sądzę, by rzeczywistym powodem rozwiązania drużyny były problemy finansowe. Osoba, która zapłaciła w PZKosz kaucję za występy w ekstraklasie w zbliżającym się sezonie, twierdzi nawet, że pieniądze są. Problem polegał na tym, by stworzyć odrębną instytucję. Taką, aby pieniądze na koszykówkę kobiet nie przepływały przez kasę klubu, ale wpływały wprost na konto zespołu. A samo znalezienie sponsora to faktycznie duży problem. To problem Warszawy, która jest zbyt dużym miastem, by znaleźć w nim pieniądze.
Poza dwiema osobami z zarządu wszyscy pozostali członkowie, łącznie z prezesem, od pewnego czasu mieli zamiar pozbyć się zespołu koszykarek. – relacjonowała prasa – To oni „pomogli” odejść firmie Wicona. Owszem, duży wpływ na decyzję sponsora miały osiągane przez nas wyniki sportowe, ale decydującym czynnikiem była właśnie postawa zarządu. Szczęście mają sekcje piłki nożnej, koszykówki mężczyzn czy szachiści, którzy są niezależni od zarządu. My także próbowaliśmy pójść w tym kierunku, ale nie zdążyliśmy.
W sezonie 1999/2000 koszykarki Polonii zwyciężają cztery z osiemnastu meczów. Jesienią, po miesiącu rozgrywek, zostaje podpisana umowa sponsorska z firmą Wicona. Do zespołu dołącza rozgrywająca z USA Kim Williams, mająca na koncie występy w amerykańskiej WNBA, ale nie zachwyca formą. Po zakończeniu play-offów Polski Związek Koszykówki podejmuje decyzję o powiększeniu ligi do dwunastu drużyn. Ostatnia w tabeli Polonia ma zagrać w turnieju barażowym z przedostatnią drużyną I ligi oraz trzecim i czwartym zespołem II ligi. – Decyzja zarządu była taka, że nie jedziemy na baraże. W tym momencie pomogli nam kibice i sympatycy drużyny, biorąc na siebie sprawy finansowo-organizacyjne – opowiada Piotr Tenczyński, kierownik zespołu. Wśród zaangażowanych w ratowanie sekcji jest m.in. znany fan Polonii Piotr Kubiaczyk, basista De Mono. Ostatecznie Polonistki startują w turnieju barażowym w Bielsku-Bialej i wygrywają dwa z trzech meczów, co oznacza pozostanie w ekstraklasie. W decydującym meczu z Quayem Poznań (67:54) najlepiej punktują Katarzyna Dulnik (23), Wioletta Banasiak-Wiklak (15), Małgorzata Zaroń (14) i Monika Stańczak (8). Data meczu: 16 kwietnia 2000. Ostatni mecz na lata. Jesienią tego roku zarząd sekcji wycofa zespół z rozgrywek. – Pamiętam, że jeszcze miesiąc przed ligą chodziłam do urzędników miejskich z prośbą o wsparcie. Zabierałam ze sobą złoty medal za mistrzostwo Europy. Tak bardzo chciałyśmy grać dalej, a spotkałyśmy się z obojętnością– wspomina Katarzyna Dulnik.
Do likwidacji sekcji żeńskiej dochodzi w 75. rocznicę jej powstania. Przez całe lata 90. koszykarki Polonii spisują się całkiem dobrze jak na skromne możliwości finansowe.
Na zdjęciu drużyna Polonii w sezonie 1998/99. Stoją od lewej: trener Witold Ziółkowski, Wioletta Banasiak, Katarzyna Dulnik, Monika Stańczak, Anna Borkowska, Olga Jermakowa, II trener Maciej Gordon. Na dole od lewej: Stacie Terry, Anita Białczewska, Anna Szyćko, Karolina Moczydłowska, Małgorzata Zaroń, Renata Paprzycka.
Sezon 1991/92: Po spadku z ekstraklasy drużyna terminuje w II lidze tylko jeden sezon, awansując z pierwszego miejsca z bilansem 19 zwycięstw i trzech porażek. Po raz pierwszy w historii w składzie Polonistek pojawiają się zawodniczki z zagranicy – Ilona Erlickyte i Wilma Sipelite z Litwy. Chwilę po nich Irina Rożkowa i Ałła Abrasimowa z Rosji.
Sezon 1992/93: Ósme miejsce na 16 drużyn w ekstraklasie. Wśród najlepszych snajperek ligi Polonistki Krystyna Szymańska-Lara i Katarzyna Dulnik, obie ze średnią ponad 18 punktów na mecz.
Sezon 1993/94: Za jednym z koszy w hali przy Konwiktorskiej 6 wisi olbrzymi baner z napisem „PKP twoim przewoźnikiem i partnerem”. W grudniu Polonistki jadą na mecz do Gorzowa Wielkopolskiego doczepionym do pociągu rejsowego wagonem specjalnym. – To był już schyłek tego typu podróży. W latach 80., gdy grałyśmy w weekend dwa mecze, zdarzało się dość często, że nasz wagon odstawiano na bocznicę i spałyśmy w nim, oszczędzając na hotelu – opowiada wieloletnia zawodniczka Polonii Danuta Kopeć. Na koniec sezonu Polonia znów jest ósma w szesnastozespołowej lidze.
Sezon 1994/95: W czerwcu do trenera Janusza Kity i zawodniczek dociera informacja, że z powodu braku pieniędzy klubu nie stać na dalsze utrzymywanie zespołu. Decyzja o wycofaniu Polonii z ekstraklasy trwa miesiąc. Z klubu odchodzi do Wisły Kraków Krystyna Szymańska-Lara, w Polonii od 1986 roku. Ostatecznie Polonistki przystępują jednak do rozgrywek. Drużynę decyduje się wspierać Powszechny Bank Kredytowy. Do historii przechodzi ligowa potyczka Polonistek w Zielonej Górze: na 8 minut przed końcem meczu gospodynie prowadzą 17 punktami, ale wygrywa Polonia! Danuta Kopeć rzuca w pół minuty 5 punktów, pomagają jej dzielnie Anna Lis, Ewa Rucińska, Izabela Piwko oraz Katarzyny – Dulnik i Nowosadzka. Na koniec sezonu Polonia jest dziesiąta na 14 drużyn.
W plebiscycie tygodnika „Basket” najlepszą koszykarką ekstraklasy w sezonie 1994/95 zostaje uznana Katarzyna Dulnik. Jest trzecią snajperką ligi i najskuteczniejszą Polką, ze średnią prawie 22 punkty na mecz. Kasia bierze udział w prestiżowym meczu gwiazd ligi polskiej Północ-Południe. Opisujący uroczystą galę dziennikarz Gazety Wyborczej informuje: Zwycięzcom plebiscytu wręczono wiele cennych nagród, m.in. telewizor „Curtis” z telegazetą.
Sezon 1995/96: W październiku 1995 trenera Janusza Kitę zastępuje Witold Ziółkowski, przed laty świetny koszykarz Czarnych Koszul. Trener Ziółkowski będzie pracował z zespołem aż do pamiętnej jesieni 2000. W jednym ze swoich pierwszych meczów zwycięża mecz z Pabianicami 79:68, interesujący m.in. ze względu na epizod opisany przez redaktora Gazety Wyborczej: Po jednej ze zbiórek faulowana przez trzy przeciwniczki Katarzyna Dulnik upadła i boleśnie stłukła łokieć. Na pomoc przybiegł z trybun jej syn Wojtek, pocałował mamę w bolące miejsce i posłusznie wrócił do babci. Pocałunek pomógł – mama do końca grała i bardzo pomogła zespołowi. Polonistki kończą sezon na siódmym miejscu na 14 zespołów.
Sezon 1996/97: W sezonie zasadniczym 5 zwycięstw i 17 porażek. Do tego trzy porażki z Gorzowem w play-out. Spadek do II ligi. W składzie Polonii kolejne dwie koszykarki z zagranicy: Irina Ziłacz i Wiktoria Filozof. Cały sezon bez Katarzyny Dulnik, która próbuje swoich sił w Olimpii Poznań.
Sezon 1997/98: Seria 23 kolejnych zwycięstw i powrót w cuglach do I ligi z bilansem 27-1! Osiem meczów z przekroczoną barierą stu zdobytych punktów. Dawne rywalki z AZS Warszawa, wielokrotne mistrzynie Polski, tym razem pokonane 114:42 u siebie i 102:48 na wyjeździe. Jeszcze na początku 1998 roku epizody w drużynie Polonii zalicza Danuta Kopeć, która rozpoczęła przygodę z Czarnymi Koszulami 24 lata wcześniej!
Sezon 1998/99: Ósme miejsce na dziesięć drużyn. Wynik ten jest sukcesem młodego zespołu Polonii Teoma Warszawa – podsumowuje Życie Warszawy. W składzie Czarnych Koszul m.in. Olga Jermakowa z Rosji i Stacie Terry z USA. Stacie wyjechała w momencie, gdy jej narzeczony Mike Jones rozstał się z Mazowszanką Pruszków. Wniosła trochę urozmaicenia do gry i przede wszystkim boiskowej złości – analizuje po sezonie trener Ziółkowski.
Na przełomie maja i czerwca 1999 reprezentacja polskich koszykarek zdobywa pierwsze w historii i jedyne jak dotąd mistrzostwo Europy. W składzie złotej drużyny są Katarzyna Dulnik i Krystyna Szymańska-Lara.
Kilkanaście dni później prasa alarmuje: Jeśli nie znajdą się pieniądze, zespół koszykówki kobiet KS Polonia zostanie wycofany z ekstraklasy. Ze wspierania drużyny rezygnuje sponsor tytularny – firma Teoma. Niepewny jest status pomagających dotąd Polonistkom firm Carrier i Polmos Józefów. W lidze koszykarek od kilku sezonów rządzi twarda ręka kapitału sponsorskiego, co widać po narzuconych sztucznie nazwach drużyn: MTK Star Foods Pabianice, Bouquet WSP TK Zielona Góra, Bick Black Gdańsk, Color Cap Rybnik, Quay Sport Poznań, Bogart Idea Olsztyn. – W Polonii niektóre sekcje były już wtedy spółkami akcyjnymi. Za nami ciągnęły się wciąż długi kolei, wokół których trudno było budować plany biznesowe – zauważa Witold Ziółkowski. – Udawało się przetrwać, dokąd dyrektorem klubu był Michał Januszewski – dodaje kierownik drużyny Piotr Tenczyński. – Bardzo pomagał nam też Krzysztof Mateja, ówczesny szef koszykówki męskiej, no i fani. Poza tym drużyna była zostawiona praktycznie sama sobie. W ostatnim sezonie przed likwidacją panowała świetna atmosfera w zespole. Bieda działała integrująco, budowała nas.
W tygodniu, w którym żeński basket w Polonii Warszawa zniknął ze sportowej mapy Polski, w Warszawie otwarto Most Świętokrzyski, zaczęły kursować nowocześniejsze, francuskie wagony metra i przedstawiono plany remontu zaniedbanego pomnika Syrenki. Artykuł w Przeglądzie Sportowym opisujący sytuację Polonii zatytułowano „Wstydź się Warszawo”.
Latem 2011 roku następuje reaktywacja sekcji żeńskiego basketu. Klub funkcjonuje w głównej mierze dzięki zaangażowaniu sympatyków i wolontariuszy. Na parkiet drugiej ligi wybiegają w większości wychowanki Zespołu Szkół Sportowych im. Andersa przy ulicy Konwiktorskiej. W latach 2012-2016 rolę grającej trenerki w zespole pełni legenda Czarnych Koszul, Kasia Dulnik. W sezonie 2014/15 Polonistki na zaproszenie PZKosz grają jeden sezon w pierwszej lidze. W tym okresie w drużynie pojawia się kilka doświadczonych zawodniczek w tym ekstraklasowa rozgrywająca Riviery Gdynia, Natalia Małaszewska (Korczyc). Po zaciętej końcówce sezonu Polonistki przegrywają małymi punktami ligę i spadają na trzeci poziom rozgrywkowy.
15-17 września 2017 klub po raz pierwszy organizuje Memoriał Bohdana Bartosiewicza dla uczczenia pamięci legendarnego koszykarza oraz trenera sekcji żeńskiej Polonii. W Polonii stery obejmuje trener Maciej Szelągowski, do zespołu dołączają zawodniczki z ekstraklasowym doświadczeniem: Aleksandra Kaja oraz Anna Kuncewicz-Dąbek.