Profesorskim okiem: Sposób na wygranie trzeciej kwarty

Dzięki dzisiejszemu zwycięstwu na zakończenie pierwszej fazy rozgrywek będziemy mieli dodatni bilans meczów we własnej hali (5 zwycięstw, 4 porażki). Jak wiemy znacznie gorzej nam idzie na boiskach naszych przeciwniczek – jak na razie tylko 1 zwycięstwo i 7 porażek. Są tylko dwie inne drużyny w naszej grupie, które mają podobna różnice wyników meczów w swojej hali i na wyjeździe. Pierwsza z nich to AZS UMCS II, ale tam różnica wynika w znacznym stopniu z tego, że w Lublinie częściej drugi zespół wzmacniają zawodniczki ekstraklasowe. Druga to Mon-Pol Płock, z którym akurat w ich hali wygraliśmy.

Ta duża różnica wskazuje na rolę kibiców i gorącej (a zarazem kulturalnej) atmosfery na widowni. Naszym zawodniczkom gra się na Konwiktorskiej lepiej, a przeciwniczkom ciężej. Dziś kolejny raz mogliśmy obserwować na przykład bardzo niską skuteczność przeciwniczek z rzutów wolnych w pierwszej połowie (zaledwie 62%) a także sporo innych prostych błędów. Oczywiście nie ma żadnego dowodu, że przeszkadzała im presja trybun. Ale z relacji zawodniczek i trenerów po poprzednich meczach wynika, że jest to nie bez znaczenia. Więc sądzę, że i dziś mogło być podobnie. W drugiej połowie radziły sobie już lepiej, może dlatego, że kosz, który atakowały był dalej od najgłośniejszego balkonu, a może dlatego, że już się przyzwyczaiły do hałasu.

Ale przy całym szacunku dla trybun to nie kibice byli głównymi bohaterami wieczoru i to nie oni wywalczyli zwycięstwo. Najważniejsze były dziewczyny ze swoją typową już, choć wciąż imponującą, walecznością. Ktoś mógłby powiedzieć, że dzisiejszy mecz był meczem o nic. Już wcześniej rozstrzygnęło się, że Dekorex będzie na koniec pierwszej fazy w górnej, a my w dolnej połówce tabeli. Wynik dzisiejszego spotkania nie liczy się ani nam ani przeciwniczkom w drugiej fazie. Mecz niemal towarzyski, ale czy na pewno nie było o co walczyć? Błąd. Prawdziwy sportowiec nigdy tak nie mówi. Każdy mecz jest meczem o zwycięstwo. I nasze zawodniczki walczyły jak jaguarzyce, a kibice nagradzali to gromkimi brawami.

Może jednym z ważnych elementów przesądzających o zwycięstwie był nowatorski sposób na uniknięcie (nie)sławnego problemu trzeciej kwarty? Kasia Dulnik zdradziła mi jedną z tajemnic damskiej szatni. Otóż w przerwie meczu zapowiedziała zawodniczkom, że jeśli przegrają trzecią kwartę każda z nich będzie musiała zrobić po 20 pompek. A jeśli wygrają to 20 pompek zrobi trenerka. Zadziałało? Zadziałało. Jeśli o coś mogę mieć pretensję to tylko o to, że „egzekucja” wyniku zakładu odbyła się w szatni, a nie w miejscu dostępnym dla oczu kibiców. Na pewno chętnie byśmy Pani Trener pokibicowali.

Ktoś może powiedzieć, że mecz był nudny. Jak wyliczyli statystycy przeciwniczki prowadziły przez jedną minutę i pięćdziesiąt siedem sekund (wyłącznie w pierwszej kwarcie), a my przez trzydzieści cztery minuty i czterdzieści cztery sekundy (w tym całą drugą połowę). Znaczna część meczu to dość wysoka przewaga, wynik pod naszą kontrolą. W szczytowych momentach trzeciej i czwartej kwarty różnica sięgała 15, a nawet 17 punktów. Właściwie brak emocji? Nie całkiem. Jak wiemy z poprzednich meczów nasze zawodniczki są mistrzyniami w rozgrzewaniu nastrojów na widowni. Kiedy wydawało się, że dalej będzie już nudno, a przewaga sięgała kilkunastu punktów, nagle przypomniały sobie, że kibicom należy się zwiększona dawka adrenaliny. I stanęły. Przewaga bardzo szybko stopniała do 7 punktów i zrobiło się trochę nerwowo. Kurczak nie trafił dwóch rzutów wolnych (dobrze wiemy, ze to tylko w trosce o nasze kibicowskie zadowolenie; przecież we wcześniejszych meczach trafiała dwie trzecie rzutów osobistych). Ale wtedy chyba stwierdziły, że dosyć już tych emocji i znów zaczęły trafiać. No może nie wszystkie. W drugiej połowie punkty zdobywały dla nas niemal wyłącznie Paczka (11 punktów w samej drugiej połowie, w tym trzy trójki) i Maja (8). 5 punktów dorzuciła jeszcze Natalia i na tym koniec. Tylko trzy zawodniczki punktowały w drugiej połowie. Wracając jeszcze na chwilę do Paczki – dla mnie była MVP dzisiejszych zawodów. Do 16 punktów dołożyła jeszcze 7 zbiórek w obronie.

Jeśli chodzi o indywidualne osiągnięcia to na podkreślenie zasługuje jeszcze 8 asyst Natalii. Niektóre przecudnej urody. A mogło być jeszcze więcej gdyby koleżanki wykorzystały kilka innych bardzo ładnych podań pod koszem. Mnie osobiście martwi utrata skuteczności Izy. To czwarty z kolei mecz bez zdobyczy punktowych. Nie znaczy to rzecz jasna, że Iza nie była przydatna w drużynie. Można zauważyć 5 zbiórek (wszystkie w pierwszej połowie), 2 przechwyty i inne momenty, których nie widać w statystykach, a w których na przykład ciężko pracowała w obronie. Iza jest naszą najmłodszą regularnie grającą w pierwszej drużynie zawodniczką. Zrobiła w tym sezonie duży postęp i życzymy jej wszyscy dalszego rozwoju sportowego. Iza, trzymam kciuki za powrót skuteczności!

Zwycięstwo miało dziś smak szarlotki (a dokładniej Pleśniaka – Fafarafa). Optycznie oceniając – pysznej. Organoleptycznie nie wiem, nie miałem okazji spróbować.

Teraz czekamy na drugie zwycięstwo wyjazdowe. Bardzo ważne dla układu tabeli naszej grupy przed drugą fazą.

6.01.2015, 17:30

SKK Polonia Warszawa – Grot Dekorex Pabianice 64:56 (18:14, 22:14, 15:13, 9:15)

Punkty dla Polonii: Małaszewska – 19 (8 asyst), Maj – 19 (6 zbiórek), Paczkowska – 16 (7 zbiórek, 4 razy celnie “za 3″), Gawryszewska – 4 (7 zbiórek), Kolasińska – 4, Machowicz – 2.

Galeria zdjęć z meczu: SKK Polonia – Dekorex