Profesorskim okiem: Nieudane trzecie zakończenie połowy sezonu

Wszystko zależy jak liczyć – wczoraj po raz trzeci zakończyliśmy połowę sezonu. Po pierwszej połowie – 9 kolejkach pierwszej rundy – mieliśmy na koncie 3 zwycięstwa i 6 porażek. Druga połowa wypadała po 14 kolejce pierwszej rundy – wtedy rozegraliśmy dokładnie połowę z wszystkich 28 meczów sezonu. Kończyliśmy ją z 4 zwycięstwami i 10 porażkami. Po wczorajszym meczu z Karkonoszami mamy rozegraną połowę meczów liczących się w tabeli na zakończenie drugiej fazy rozgrywek. Jak na razie odnieśliśmy w tej klasyfikacji 5 zwycięstw i 4 porażki. Szkoda, bo bardzo liczyliśmy na bilans 6-3.

Wszystkie teorie jakie sobie wymyślam (jak to profesor-teoretyk) przed meczami biorą w łeb. Wczoraj w trzeciej kwarcie przeciwniczki miały opaść z sił po długiej, męczącej podróży. Tymczasem to one zdobyły wtedy przewagę. Od dłuższego czasu obserwowałem mecze grupy B i zauważyłem, że koszykarki z Jeleniej Góry po wyrównanych meczach i nawet prowadzeniu we wcześniejszych fazach, często słabo sobie radziły w końcówkach. Krótka ławka? Wczoraj nasze zmienniczki (a konkretnie jedna – Ania Kolasińska) rzuciły 8 punktów, a zawodniczki z ławki Jeleniej Góry – 25. Kłopoty z kondycją? Nie było tego widać. Nie ma to znaczenia, bo tym razem tej słabej końcówki zauważyć się nie dało. Wszystkie teorie biorą więc w łeb, ale poza jedną. Tą odnoszącą się do trzeciej kwarty. Wczorajsza, przegrana jedenastoma punktami, znów przesądziła o wyniku. Gdyby zsumować wynik pierwszej, drugiej i czwartej to wygralibyśmy jednym punktem. A biorąc pod uwagę ostatnie dwie minuty kiedy nasze zawodniczki rzucały z ryzykownych pozycji i przerywały faulami akcje przeciwniczek – nawet wyżej. Co to jest? Skąd się bierze ten cholerny syndrom trzeciej kwarty? Za dużo ich było, żeby zwalać winę na zwykły przypadek.

Przed meczem zrobiłem kilka zestawień porównujących dotychczasowe osiągnięcia i składy obu drużyn. Jedyny element w jakim byliśmy wyraźnie lepsi to celność rzutów osobistych. I to się potwierdziło wczoraj- Polonia 82%, Karkonosze – 74%. W wielu innych statystykach rywalki były lepsze. Wczoraj zwłaszcza bolesne były ich liczne rzuty za 3 punkty. 7 w całym meczu, ale 3 już w pierwszej kwarcie (prowadziły wtedy z nami w tym elemencie 3:0, a na koniec meczu 7:3, z tym, że dwie nasze trójki wpadły pod sam koniec spotkania, kiedy właściwie było już „po kolarzach”). Przeciwniczki były silniejsze fizycznie i to widać w statystykach punktów spod kosza – 32:24 dla Karkonoszy. A więc lepiej rzucały z dystansu i lepiej z najbliższej odległości. Czegóż chcieć więcej by odnieść zwycięstwo?

Wczoraj bardzo nam zabrakło punktów Dominiki Paczkowskiej. Jakby ktoś nie pamiętał to jej zdobycze punktowe w ostatnich sześciu meczach ligowych wyglądały następująco (licząc od tytułu): 17 – 16 – 18 – 23 – 12 -17. Wyciągnijcie teraz sobie średnią (albo medianę albo dominantę, albo co tam chcecie, nawet średnia minus dwa odchylenia standardowe jak ktoś lubi dużo liczyć) i dodajcie do naszego wczorajszego wyniku. I co widzicie? Oczywiście nasze zwycięstwo. Paczka grała wczoraj niedużo. Skarży się na ból nogi i pewnie lepiej dać jej trochę odpocząć niż ryzykować poważniejszy uraz. Tym bardziej, że ma prawo być zmęczona grając regularnie w pierwszej drużynie, rozgrywkach U-22 i jeszcze rozgrywkach akademickich w drużynie uczelni im. Koźmińskiego.

Z samych statystyk widać, że na wyróżnienie za wczorajszy mecz zasługuje Maja. Double-double (22 punkty i 15 zbiórek) robi wrażenie. Maja była jak zwykle bardzo waleczna. W kilku momentach trochę poniosły ją emocje, ale ogólnie mecz w jej wykonaniu na duży plus. Drugie wyróżnienie należy się Ani Kolasińskiej. Rzuciła wczoraj 8 punktów, co jest jej rekordem sezonu (dotychczas trzykrotnie rzuciła w meczu po 4 punkty i to był jej najlepszy wynik). Dołożyła do tego 4 zbiórki – zawsze zachwyca mnie ile zbiórek może mieć najniższa na boisku zawodniczka – od początku rozgrywek Koni zbierała już dla nas 44 razy. Bardzo ładne 6 punktów po dynamicznych akcjach zdobyła Iza Błajda. Dodajmy do tego jej twardą pracę w obronie i dużo biegania (w tym do kontr, szkoda, że tylko jedną udało się wykorzystać). Nieźle jak na dwa dni po studniówce. Jak zwykle wszystkie nasze dziewczyny bardzo ofiarnie walczyły o każdą piłkę. Do tego elementu gry jak dotąd ani razu nie mogliśmy mieć zastrzeżeń.

Następny mecz na Konwiktorskiej za trzy tygodnie – 8 lutego (w międzyczasie czekają nas dwa wyjazdy: do Swarzędza i Gorzowa Wielkopolskiego). Przyjeżdża wtedy do nas zdecydowanie najsilniejsza drużyna naszej grupy – Ostrovia Ostrów Wielkopolski (jak na razie w tabeli 9 zwycięstw, bez porażek). Co nie znaczy, że nie będziemy walczyć o wygraną.

Cóż, po wczorajszym meczu widać, że do końca sezonu czeka nas ciężka walka. Na razie jesteśmy na czwartym miejscu w tabeli naszej grupy. Ale różnice są niewielkie (zaledwie 2 punkty przewagi nad przedostatnią drużyną) i po wczorajszym meczu widać, że lekko nie będzie. Niektórzy mówią, że możemy już sobie dopisać dwa zwycięstwa z ŁKS Łódź. Nie byłbym taki pewien. Oczywiście mamy szanse na zwycięstwo i liczę, że je wykorzystamy. Ale młode, ambitne zawodniczki z Łodzi na pewno będą chciały z nami powalczyć.

Przed pierwszym meczem drugiej fazy zakładałem, że 7 zwycięstw w pozostałych 10 meczach to będzie świetny wynik, a 4 zwycięstwa to plan minimum. Po wczorajszej przegranej owe 7 wydaje się bardziej odległym celem, ale 4 jest nadal bardzo realne. Wierzę, że się uda. Z pomocą kibiców oczywiście. Którzy wczoraj znów spisali się bardzo dobrze. To znaczy bardzo głośno, a równocześnie kulturalnie.

18.01.2015, 16:30

SKK Polonia Warszawa – Karkonosze Jelenia Góra 63:73 (16:20, 22:15, 13:24, 12:14)

Punkty dla Polonii: Maja Maj – 22, Natalia Małaszewska – 20, Ania Kolasińska – 8, Iwona Gawryszewska – 7, Iza Błajda – 6.

Profesor Ciekawski

Galeria zdjęć z meczu: Polonia Warszawa – MKS Jelenia Góra